niedziela, 25 września 2011

Përshëndetje

Përshëndetje…

Co daje poczucie bezpieczeństwa w podróży?
Ubezpieczenie, czy spora ilość leków spakowana do apteczki, a może precyzyjnie przygotowany plan podróży oraz sprawdzony towarzysz w drodze? Pewnie nie wszystkim i nie zawsze, ale każda z tych rzeczy po trosze…
A czy język angielski daje poczucie bezpieczeństwa? Czy świadomość, że wystarczy przełączyć się z polskiej składni na angielską a komunikacja będzie płynna a żadne pytanie nie pozostanie bez odpowiedzi?

Przemierzając Albanię po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że używając języka Szekspira zyskujemy komfort: komunikujemy się niemal z każdym i niemal wszędzie ale tracimy też szansę na zachwyt rodzimym językiem. Tak łatwo myśleć, że skoro po angielsku mówi, każda spotkana osoba, to jest to język niejako „miejscowy” a sposób w jaki komunikują się mieszkańcy, to niezrozumiały, choć bardzo uroczy dialekt, który brzmi obco. W Albanii niemal NIKT nie mówił po angielsku. Co za szok. Jak zapytać o drogę, o cenę kupowanego produktu, noclegu etc? Bardzo ciekawe doświadczenie. Zwala z nóg tę „zarozumiałą”, przekonaną o swojej zaradności europejskość z nóg!

Co robić?

Najpierw z rezygnacją wracamy do ojczystego języka- mówimy głośno i wyraźnie, jakby to miało ułatwić zrozumienie naszego pytania (niczym kasjerka, której przyszło obsługiwać obcokrajowca. Kto z nas nie był świadkiem sytuacji, gdy zrezygnowany obcokrajowiec w kółko powtarza po angielsku zapytanie a kasjerka coraz głośniej i wyraźniej odpowiada po… polsku). Gdy to nie skutkuje, zaczynamy używać rąk, czasem rysujemy- a co najciekawsze frustracja ustępuje miejsca dobrej zabawieJ!

Jakimś cudem trafiamy na kobietę, której angielski jest doskonały… ale nie tylko. Pyta nas skąd jesteśmy i dziękuje nam za dokonane zakupy po polsku! Uroczy, choć drobny gest. W ułamkach sekund zawstydzam się że do tej pory byłam taką ignorantką i jednocześnie czuję ekscytację na myśl, że choć nigdy tego nie robiłam, to też mogłabym się nauczyć trzech magicznych słów… po albańsku.
Proszę, by mi zapisała na karteczce jak mogę się przywitać, podziękować i pożegnać właśnie tutaj w Gjirokaster, czy Berat albo Sarandzie.
Słowa są długie, wymowa to niezła akrobatyka a pamięć rozleniwiona temperaturą odmawia współpracy.
Z początku wprawiam sprzedawców w konsternację, gdy po zakupach wyciągam z kieszeni karteczkę, jakbym chciała im cos dać a ja- najwierniej jak potrafię- odczytuję z kartki słowa podziękowania i pożegnania… ale zobaczyć uśmiech, który rozpromienił twarz Pani z piekarni, gdy odchodząc powiedziałam " Faleminderit", zamiast szybkiego "bye"... bezcenne!

A więc... mirupafshim





përshëndetje- cześć
mirupafshim -do wdzenia
faleminderit – dziękuję


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz