Siłą Autorki i wielką wartością Jej książki jest niezwykły dar obserwacji i emocjonalny tejże zapis. Wielokrotnie widzimy, że Agata Błachnio patrzy na świat, sytuacje, ludzi okiem nie tyle aparatu, co – aż chce się napisać -okiem duszy; dokumentując jerozolimską Ścianę Płaczu i modlitewny żar pod nią pisze: „Szybko opuściłam rękę z aparatem. Wolałam patrzeć”. Swe uczestnictwo w szabatowym nabożeństwie kończy refleksją: „Wiedziałam, że zapamiętam każdą sekundę tego poranka”. Gdy w kawiarni w oczekiwaniu na kawę podłącza tablet do internetu, w tej samej chwili reflektuje się i pisze: „Szybko podniosłam wzrok znad ekranu. W tamtym momencie chciałam być cała tylko tam” – oglądać i chłonąć w siebie siedzących wokół ludzi, poznawać ich gesty, emocje, zachowania – słowem – ich codzienność. Książka Agaty Błachnio to uczta dla zmysłów – chłoniemy gwar i feerię barw lokalnych targowisk, jesteśmy zasłuchani w aramejskie pieśni śpiewane bądź przez mnisi chór, bądź przez kobietę, której śpiew „każdym dźwiękiem delikatnie otaczał cały kościół (..). Słuchałam w bezruchu, z ciarkami na całym ciele” – pisze Błachnio. Ktoś śpiewa, ktoś się modli, ktoś naprawia rybacką sieć, a Ona pisze: „Siadłam z boku, żeby zatrzymać na chwilę czas”. I to jest to, co zachwyca mnie w Jej książce- pędzimy po świecie, zaliczamy kolejne kraje i kontynenty, robimy niezliczone selfie na tle, na którym warto i należy (!) się uwiecznić, a Błachnio w swej nieśpiesznej wędrówce potrafi dostrzec „spokój i radość” – jak pisze – w oczach starego rybaka czy szczęście i satysfakcję na twarzy sklepikarza, który sprzedaje falafele.
Przemierzywszy Izrael od starożytnej Jerozolimy po nowoczesny Tel Awiw Autorka i Jej mąż kierują się do sąsiedniej Jordanii. I znów - historia miesza się z dniem dzisiejszym zachwycając wnikliwością obserwacji i gęstością refleksji i wrażeń. Podziwiamy antyczną Petrę, stajemy nad rzeką Jordan, w której ochrzczono Jezusa, wspinamy się na górę Nebo, gdzie zakończył swe życie Mojżesz i do twierdzy Mukawir, gdzie zgładzono Jana Chrzciciela – różnorodność kolorów i kształtów, pustynny bezkres pyszniący się kolorami ( tak, tak, za sprawą Agaty Błachnio już wiem, jak wielobarwna i piękna jest pustynia w swej zmiennej niezmienności!) górzysty krajobraz, który daje Autorce poczucie wolności i wytchnienia, a o którym pisze ona, że : „Nigdy nie ma się wystarczająco dużo czasu, żeby nacieszyć oczy spektakularnym pięknem natury” i nieco dalej; „Pielęgnuję je w pamięci jak największe skarby”.
Wierni i niewierni, ciekawscy, grzesznicy i święci, mężczyźni, dzieci, kobiety, młodzi i starzy, świeccy i duchowni, żydzi, muzułmanie i chrześcijanie – i ich codzienność. To obok kontemplacji natury drugi równoległy żywioł obserwacji Autorki. Błachnio pisze: „Lubię te chwile w podróży, kiedy mogę siedzieć i patrzeć na toczące się życie(…) z dala od turystycznych szlaków, gdzie nie ma nic na pokaz. Czysta codzienność i prawdziwość”.
Teksty takie jak ten powstają, by zachęcić do lektury tej czy innej książki. Do wzięcia w swe ręce „Obrazów spod powiek” Agaty Błachnio zachęcam szczególnie żarliwie: komfort zwiedzania kraju na własną rękę, w swoim tempie, z aparatem w dłoni i sercem otwartym na spotkanie z drugim człowiekiem w jego odmiennej kulturowo codzienności – to uczta! Agata Błachnio jest jej gwarantem!
recenzja: Majka Em
„Obrazy spod powiek” Agaty Błachnio, Wydawnictwo Bezdroża, 2015
Muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńkoniecznie :)
Usuń