Przed paroma dniami w moje ręce trafiła pozycja Piotra Bernardyna Bezdroża pt: „Słońce jeszcze nie weszło. Tsunami. Fukushima” – to mocna lektura! Zdecydowanie nie-do-poduszki! Autor od dekady mieszka i pracuje w Japonii. Gdy 11 marca 2011 roku na wyspie Honsiu zatrzęsła się ziemia, a zaraz potem nadeszło tsunami, w wyniku którego uszkodzony został reaktor atomowy, Piotr Bernardyn nie uciekł do Polski, lecz pozostał na miejscu. To, co z przerażeniem i niedowierzaniem świat śledził na ekranach TV, on widział i przeżywał osobiście. A potem opisał. Powstała książka – dokument, niezwykle rzetelna i wiarygodna, odważna i ważna o potężnej sile przekazu. Dla mnie osobiście stanowi ważny głos w ogólnoświatowej dyskusji na temat bezpieczeństwa energetyki jądrowej.
Książka Bernardyna ma głęboko przemyślany i logiczny układ. W Prologu Autor pokazuje serce Japonii – jej stolicę na chwilę przed zbliżającym się trzęsieniem ziemi i w jego trakcie. Japonia leży w takiej części kuli ziemskiej, gdzie ziemia drży i trzęsie się niemal co dnia, toteż I część książki jest jakby socjologiczną analizą tego, jak Japończycy radzą sobie z takimi sytuacjami.
Skutkiem trzęsienia, które nawiedziło wyspę Honsiu w 2011 roku, było tsunami i o nim taktuje kolejny rozdział książki. Najobszerniejszą jej część stanowi jednak obraz tego, co wydarzyło się chwilę potem. Potężna fala tsunami uszkodziła reaktor, a Japończycy i ludzie na całym świecie wstrzymali z przerażenia oddech.
Recenzja ma swoje wymogi formalne. Zasadniczo winna być krótka. Jej zadaniem jest zachęcić czytelnika do samodzielnej lektury. Z uwagi jednak na wagę i doniosłość spraw, o których pozycja Piotra Bernardyna traktuje, pozwalam sobie odstąpić od formy klasycznej recenzji i poświęcić jej (książce) nieco więcej uwagi. Taka decyzja ma swoje głębokie, jak mniemam, uzasadnienie; chcę wierzyć, że głębsze – za Autorem – wejście w szczegóły, pokaże Czytelnikowi, iż nie można przejść obojętnie wobec tego, co wydarzyło się w Japonii, że w obliczu stałej ogólnoświatowej tendencji i lobbowania na rzecz budowy kolejnych elektrowni atomowych, każdy obywatel świata musi wyrobić sobie zdanie zanim powie TAK. Lub NIE.
Japonia jako jedyny kraj na świecie ucierpiała od bomby atomowej. Jak to więc możliwe – zastanawia się Bernardyn - że kraj z taką traumą po Hiroszimie postawił ponad 50 reaktorów?! ( i dodaje, że więcej mają tylko USA i Francja!). I odpowiada słowami Haruki Murakamiego, najbardziej dziś znanego japońskiego pisarza: „Bo bardziej niż bezpieczeństwo ludzi liczył się zysk”.
Po II wojnie światowej miernikiem sukcesu uczyniono wskaźnik wzrostu gospodarczego, w konsekwencji pogoń za zyskiem stworzyła nowy model rzeczywistości, a odwieczne normy moralne zastąpione zostały coraz większą chciwością wielkich korporacji.
11 marca 2011 roku zatrzęsła się japońska , potem, jak wiadomo, nastąpiła fala tsunami, w wyniku której doszło do awarii.
I teraz zaczyna się najważniejsza i najbardziej porażająca część książki, w której Autor demaskuje podpierając się cały czas rzetelnymi danymi, że do eksplozji w budynku jednego z reaktorów, w wyniku której środowisko zostało skażone substancjami radioaktywnymi, nie doszło na skutek zbyt wysokiej fali tsunami, lecz w wyniku ludzkiej arogancji, ignorancji i haniebnych zaniedbań .
TEPCO - to prywatna japońska firma - właściciel 17 reaktorów jądrowych, która jest największym w Japonii i czwartym na świecie operatorem energii. W ścisłej „współpracy” z niewydolnymi i skorumpowanymi politykami oraz naukowcami przez lata TEPCO budowało iluzoryczny i całkowicie bezzasadny mit bezpieczeństwa (anzen shinwa). Tłumaczono ludziom, że energia jądrowa w Japonii jest absolutnie bezpieczna i… tania. By mit ten podtrzymywać, cięto systematycznie koszty, pogarszając warunki pracy ludzi, śrubowano normy, nie inwestowano, zatem sprzęt był coraz starszy, coraz bardziej zużyty, zawodny.Bernardyn ujawnia, że już w 2002 roku, na 9 lat przed tragedią z 11 marca TEPCO rutynowo fałszowało raporty bezpieczeństwa, ukrywając mniejsze i większe usterki.
Dwa lata później, w 2004 roku – kolejne dowody fałszowania dokumentacji, uchybień, korupcji i niebezpiecznego obniżania wymogów bezpieczeństwa. Tym razem dyrekcja TEPCO podała się do dymisji, by szybko powrócić w charakterze… doradców!
I jeszcze jeden przerażający dowód ujawniony przez Bernardyna; gdy w 1981 roku stawiano elektrownię w Niigacie sejsmolodzy i geolodzy twierdzili, że w pobliżu biegnie wprawdzie linia uskoku tektonicznego o dł. 7 km, jest jednak nieaktywna czyli nie zagraża konstrukcji reaktora. W 2003 roku było już wiadomo, że uskok liczy 20 km długości i JEST AKTYWNY! TEPCO nikogo jednak o tym nie poinformowało.
Działalność TEPCO nie byłaby możliwa bez korupcyjnych powiązań ze światem polityki, biurokracji, biznesu, nauki i mediów. Bernardyn pisze, że gdy po katastrofie wymuszona została decyzja o reformie energetyki jądrowej, trudno było znaleźć eksperta, który nigdy nie brał pieniędzy od firm energetycznych!!! Ale winą naukowców jest nie tylko przekupność i sprzedajność czy konformizm. Bernardyn pisze, że ważną rolę odegrało także zatracenie się w swej specjalizacji, czego konsekwencją stało się oderwanie od reszty społeczeństwa, niemyślenie o jego dobru. „Zdolność rozumienia skomplikowanych nawet procesów technologicznych nie musi iść w parze z cnotami charakteru, a wybitny fizyk jądrowy czy chemik może moralnie błądzić” – czytamy.
Nie mniej gorzkie słowa padają pod adresem mediów, które przez lata nie dopuszczały do głosu jakiejkolwiek krytyki energetyki jądrowej.
Nie inaczej działali politycy. W departamencie energii METI istniał specjalny fundusz umożliwiający „podjęcie kontroli”, czyli ośmieszania, blokowania naukowych karier i awansu tym z naukowców, którzy chcieli ukazać prawdę. W książce pada nawet nazwa yakuzy, japońskiej mafii, która była w ów proceder zamieszana ( zastraszanie niepokornych naukowców).
Po katastrofie w Czarnobylu zebrano 3,5 miliona podpisów przeciwników elektrowni atomowych, ale parlament japoński nigdy nie podjął na ten temat debaty.
Ów świat wzajemnych korupcyjnych powiązań, które nieuchronnie szykowały grunt pod tragedię, która miała nadejść, Bernardyn określa popularnym w Japonii mianem genshiryoko mura- nuklearna wioska. Jej celem było promowanie za wszelką cenę energetyki jądrowej, co stało się początkiem szeregu zaniedbań i rażących patologii.
O tym, jak wielka była arogancja szefostwa TEPCO zarządzającego i kontrolującego elektrownię nuklearną w Fukushimie świadczy też fakt, że już po tragedii wywołanej falą tsunami, w wyniku której uszkodzony został reaktor, mimo tego że powołano niezależną komisję śledczą parlamentu Japonii, której zadaniem było zbadanie przyczyn katastrofy, do społeczeństwa nadal wysyłano dane o skażeniu niedoszacowane i z opóźnieniem. Np. oficjalny komunikat o stopionych rdzeniach reaktorów ukazał się po kilku miesiącach, mimo że wiedziano o tym niemal od początku.
Raport komisji z długą listą przewinień i winowajców, którego obszerne fragmenty Bernardyn cytuje w ostatniej części książki, jest druzgocący i nie pozostawia złudzeń, że to nie działanie sił natury było przyczyną tragedii, że zawiódł człowiek.W raporcie parlamentarnej komisji czytamy coś, w co trudno uwierzyć: „Ani TEPCO, ani rząd nie były przygotowane na awarię, bo nie wierzyli w poważny wypadek” !
Jak wygląda Japonia dziś, w – dokładnie - 3 lata po tamtej tragedii? Straty są trudne do wyobrażenia i oszacowania.
Najpierw środowisko; skażonych zostało 8 % terytorium Japonii, tj. ok. 4 tys. km kw. ziemi. Suche cyfry, a przecież to była, JEST ziemia, która od pokoleń żywiła rolników i resztę Japonii.
A sami ludzie?
Mieszkańcy skażonych miejsc wciąż zmagają się z konsekwencjami awarii i chyba nikt nie ma złudzeń, że sytuacja ta szybko powróci do normy. Setki tysięcy ludzi musiało opuścić swe domostwa. Rozproszeniu uległo wiele rodzin, śmierć uczyniła sierotami wiele dzieci. Osierociła też rodziców, po dziś dzień szukających swego potomstwa.
W obliczu próby wiele związków nie przetrwało; oszacowano, że liczba rozwodów wzrosła o 15 %. Mniej czy bardziej trwale porwane zostały więzi rodzinne, sąsiedzkie, a codzienności towarzyszy niemalejący lęk i trauma milionów Japończyków przed radioaktywnym skażeniem. Tym, którzy uważają, że to wizja przesadzona Bernardyn przytacza dane z 2007 roku. Na skutek trzęsienia ziemi w Niigacie więcej osób zmarło PO katastrofie niż w jej trakcie, głównie na skutek stresu, chorób i niewygód, zaś liczba samobójstw zaczęła rosnąć dopiero po 3 latach! A przecież wtedy ludzie musieli sobie poradzić „tylko” z trzęsieniem ziemi i pożarem. Teraz doszła jeszcze trauma związana z tsunami, katastrofą jądrową i zniszczonym przez establishment poczuciem bezpieczeństwa.
Tyle fakty, z konieczności okrojone i zaprezentowane – za Autorem – w ogromnym skrócie. Co dalej? Jaki los czeka japońską energetykę jądrową? Europejską? Światową? Czy zwyciężą grupy interesów wciąż bardzo silne, czy myślenie o bezpieczeństwie naszej planety i przyszłych pokoleń?
Czy wiedzieliście Państwo, czytający ten tekst, że zużyte paliwo ( jako odpad radioaktywny) musi być przechowywane nawet…100 tysięcy lat?! Lata będą płynęły, nastanie XXII wiek, ale dzisiejsze odpady będą wciąż na początku procesu utylizacji. I problem kolejny: nie tylko GDZIE je składować, ale czy wolno nam zostawiać takie wątpliwe i groźne dziedzictwo kolejnym pokoleniom? Po japońskiej tragedii w Fukushimie Niemcy i Szwajcaria jednoznacznie powiedzieli atomowi NIE.
Piotr Bernardyn przypomina, że „technika z natury nie jest ani zła, ani dobra; pytanie tylko KTO I JAK ją stosuje” i deklaruje jasno i jednoznacznie: „ Jestem dziś przeciwnikiem elektrowni atomowych”. A Ty? A ja? … Wszak my, Polacy stoimy w przededniu DECYZJI. Jesteś za? Czy przeciw?
(autor: majka em)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz