Za sprawą Judyty Sierakowskiej , autorki prezentowanej dziś książki, teraz już wiem o niej bardzo dużo i choć wiem też, że w tamte rejony z pewnością nigdy z własnej woli nie pojadę, z ręką na sercu mogę napisać: Lekturę gorąco polecam!: )Od dziś na mojej czytelniczej mapie Europy to ważna książka!
Judyta Sierakowska - dziennikarka, z przyczyn bliżej mi nieznanych ( w książce nie znajdę na ten temat ani słowa), podejmuje decyzję, by jesienną Warszawę zamienić na październikowy Kamrat, stolicę Gagauzji – autonomicznej części Mołdawii. Decyzja tyleż odważna co karkołomna, zważywszy na realia, w jakich przyjdzie Sierakowskiej spędzić 80 dni swego życia, ale o tym za chwilę.
Mołdawia to niewielki kraj wciśnięty pomiędzy Rumunię a Ukrainę trzydziestoma czterema tysiącami kwadratowymi swej powierzchni ( to mniej – jak czytam – niż województwo mazowieckie!).
Inne liczby też do rekordowych nie należą:
·Średnia długość życia Mołdawian to 64 lata. Krócej żyją tylko Kazachowie. O rok.
·W 2007 roku produkt krajowy brutto wyniósł 2300 dolarów/ mieszkańca. To ¼ tego, co na Białorusi!
·Średnia pensja to ok. 100 euro, zatem 80% społeczeństwa żyje na granicy ubóstwa.
·To też tłumaczy fenomen, dlaczego ok. 1 milion Mołdawian żyje za granicą. TAM pracują, by wyżywić mieszkające TU rodziny.
Gagauzja- to autonomiczna południowa część Mołdawii zamieszkiwana przez 160 tys. mieszkańców, gdzie „tylko jedno się udało. Wino”. A skoro tak, „organizm traktuje tu wino jak wodę. I właśnie tak się tu pije wino – jak wodę, albo i zamiast” – pisze Autorka i dodaje z rozbrajającą szczerością: „80 dni z tymi ludźmi minęło [mi] nietrzeźwo a prawdziwie”.
Nie wiem, co bardziej podziwiać: odwagę młodej podróżniczki, która podejmuje decyzję, by żyć przez szare i zimne jesienno-zimowe 3 miesiące w miejscu, „gdzie nie ma nic” poza biedą, irytującą bezradnością i brakiem jakichkolwiek perspektyw, czy bardziej wytrzymałość Jej młodego organizmu na niezliczone ilości wina, które codziennie mieszały się z Jej krwią!
Nie jestem zwolenniczką stanu permanentnego upojenia, rauszu i kaca, ale nigdy nie przypuszczałabym, że to napiszę: początkowe zniechęcenie lekturą dość szybko zastępować zaczęła rosnąca z każdą kartką…sympatia dla Autorki i tego, co opisywała!
Sierakowska dzień po dniu prowadzi nas trzeźwą (!) ręką przez stołeczny Kamrat i jego zapyziałe okolice; zaglądamy do ubogich, a zawsze otwartych i gościnnych gagauskich mieszkań i poznajemy ich przesympatycznych- bez wyjątku! – mieszkańców ( Pan Sławek i pani Luda – za ich portrety należy się Autorce Diamentowe Pióro!!! : ). Uczestniczymy w wyborach…miss i w biesiadach, obserwujemy zajęcia folklorystycznego zespołu tanecznego i trzymamy wraz z Autorką kciuki za pomyślne zdanie egzaminów na Kartę Polaka.
Szczególnie ciepło obserwowałam, jak Autorka – nie z własnej winy (!), lecz z woli przypadku staje się czasową nauczycielką polskiego, bo „ludzie czekają [tu] na polskość jak głodny na kromkę chleba”. ( cytat, jak i wszystkie pozostałe – Autorki).
W szkole, gdzie do czasu wizyty polskiego ambasadora WC było na dworze, a c.o. nie było jeszcze w grudniu, dzieciom nie przeszkadzał nawet brak prądu! Wymusiły naukę w zimnie i po ciemku, a Sierakowska pisze: „ Ja, która przyjechałam z kraju, gdzie nauczycielom wkładają kosze na głowę, powiedziałam: O.K., jeszcze kwadrans”.
Pomimo że gagauska stolica Kamrat„gdzieś na końcu świata, pośrodku niczego” jest szara, brudna i okrutnie zaśmiecona, pomimo że rozwalające się ulice nigdy nie widziały asfaltowej nawierzchni, a domy to prowizorycznie sklecone poradzieckie blokowiska i chaty, o których Sierakowska pisze: „wszystko szare – szare domy, ulice, szara rzeczywistość – tyle szarego jeszcze nie widziałam” – to przecież książka sama w sobie jest barwna, zajmująca i przejmująca, a ludzie w niej przedstawieni – bez wyjątku – wspaniali!
W realia mołdawskiej szarej rzeczywistości świetnie wpisuje się szata graficzna książki – ciemno-białe fotografie i konsekwentna ( a znacząca) ornamentyka każdej z 247 stronic.
Nie opiszę gagauskich publicznych toalet, gdyż wciąż tkwię w stanie permanentnego osłupienia i zgrozy :(, ani nie powiem, na czym (!) kasjerka w sklepie czy na dworcu musi obliczać należność ( kto przeczyta – sam…zobaczy!), dodam jednak, że w końcowych fragmentach, gdy Autorka żegnała się z gagauskimi przyjaciółmi, niemal tarzałam się ze śmiechu. A dziś? Dziś ów obraz skrawka europejskiego przecież świata, w którym Sierakowska spędziła 80 pamiętnych dni, pozostanie nie tylko w mojej domowej biblioteczce, ale przede wszystkim w życzliwej pamięci i sercu. Pani Judyto – dziękuję!
p.s.
W trakcie pisania niniejszej recenzji, 15 czerwca tego roku z niedowierzaniem przeczytałam w „Gazecie Wyborczej” artykulik o tym, że autonomiczna Gagauzja tworzy własne formacje paramilitarne, które – oficjalnie - mają być wsparciem dla miejscowej policji. W kraju, a raczej kraiku, gdzie brakuje absolutnie wszystkiego, gdzie na porządku dziennym jest sprzedawanie nerek, by przeżyć, znalazły się pieniądze na takie fanaberie!! Gdyby to nie była informacja tak dramatyczna, mogłabym się zacząć z niedowierzaniem śmiać. Ale tyle co po lekturze książki – wcale mi nie do śmiechu!!!
(autor: majka em)
"Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina", Judyta
Sierakowska, wydawnictwo Bezdroża
Czytam Twojego bloga z wypiekami na twarzy i mnóstwem planów podróżniczych, których większość pewnie pozostanie w sferze marzeń z różnych powodów - zależnych i niezależnych ode mnie. Ale to własnie dzięki Tobie, Twoim ciekawym opisom własnych podróży i książkom, które polecasz w sposób tak interesujący, że od razu chce się szturmować biblioteczne i księgarskie półki w ich poszukiwaniu, poznaję świat daleki i bliski i ... - a co tam! już pakuję walizki ;)
OdpowiedzUsuńMagdaleno, dla takich komentarzy warto pisać bloga!!! Dziękuję Ci w imieniu naszym oraz Majki, która aktualnie dołączyła do naszego malutkiego teamu recenzenckiego :)!
UsuńJeśli faktycznie spakowałaś walizki, to niech to będzie piękna podróż :)
Jeśli się rozmyśliłaś, to oczekuj, w fotelu, kolejnej recenzji :)
pozdrawiamy ciepło :) mumags travellers & co
spakowałam :) podróż niedaleka, ale zawsze ;) a książkę z pewnością przeczytam :)
Usuńpozdrawiam słonecznie
Magdaleno, nieważne jak daleka, ważne jak ją przeżywamy, jak uważni jesteśmy w kontakcie z otaczającymi nas krajobrazami :) enjoy :)
UsuńPani Agnieszko ja również przeczytałam z zainteresowaniem / a takie toalety to widziałam w 1979r. na dworu w Bułgarii/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ania
:) Pani Aniu, a ja na Łotwie- też na dworcu, parę lat temu :) pozdrawiam słonecznie :)
Usuńps.Kolejna recenzja niebawem- tym razem, rowerowa :)