Z
czym kojarzy się czytelnikom lubiącym literaturę podróżniczą
Robert Maciąg? Odpowiedź może być szybka i tylko
jedna. A właściwie dwie:
1.
Z podróżami.
2.
Z Indiami.
W
niespełna rok po narodzinach córki zew podróży i przygody znów
się odezwał, ale czy mogło być inaczej, skoro Maciąg wcale
nie ukrywa, że nad stabilizację przedkłada bycie w
ruchu. Podobnie „jak krew w moich żyłach”- dodaje.
Swój
miesięczny urlop tym razem postanawia spędzić w Indiach, o których
pisze, że go niezmiennie fascynują. Z pewnością tak jest,
skoro ten ogromny kraj Autor odwiedza już po raz szósty. Tym razem
jednak nie chodzi wyłącznie o to, by „patrzeć sobie na życie”
[ Hindusów]. Pisze: „Chciałem znów jechać do Indii i przy
okazji zrobić coś więcej niż tylko przeżywać własną
radość z podróżowania.” I tak rodzi się projekt Tuk, tuk cinema, który ma polegać na tym, że
Maciąg wiezie do Indii walizkę, w której znajduje
się…laptop, projektor, głośniki i filmy z Bolkiem i Lolkiem oraz
Reksiem.
Plan-
zdawałoby się prosty – przejechać od Delhi do Kalkuty i
wyświetlać w spotykanych po drodze szkołach filmy z bohaterami
znanymi każdemu polskiemu dziecku.
Pierwszy
seans odbywa się na ulicy, w ramach jakiegoś festiwalu. Murek
oddzielający ulicę od pola pszenicy zamienia się w ekran,
a widownię stanowią dzieci i…nieco starsze „dzieci”, gdy
okazuje się, że przed murkiem zasiadają i starsi; cóż- „czasem
każdy dorosły jest małym dzieckiem”. Nie inaczej było i w
dalszej podróży, gdy na ulicznym seansie zgromadziły się dzieci,
do których dołączyli robotnicy wracający po całym dniu
pracy na budowie. „Nie ma drugiego tak wspaniałego widoku na
świecie jak ten, gdy z dorosłego wychodzi dziecko.
Uśmiechnięte, beztroskie i naiwne”(…)I dalej: „oni dawali mi
coś przepięknego, nawet o tym nie wiedząc”.
Następna
projekcja wypada w żeńskiej szkole i na długi czas jest to
pierwsza o zarazem ostatnia szkoła, gdzie tablica oklejona białym
papierem „robi” za ekran, a dziesięcioletnie uczennice – jak
wszystkie dzieci – reagują spontanicznie i żywiołowo
na przygody dwóch urwisów i sympatycznego pieska.
„Ja
miałem plan co do Indii, a Indie miały plan co do mnie. I
jakoś się te dwa plany co pewien czas rozmijały” – wspomina
Autor. Szybko okazało się, że nie każda szkoła, a raczej
prawie żadna nie jest zainteresowana ofertą darmowego seansu.
Nie będę pisała o powodach licznych odmów, bo o tym przeczytacie
Państwo sami, gdy sięgniecie po książkę, dość rzec, że kto
zjadł zęby na podróżach po Indiach i nazywa się Robert
Maciąg, ten się łatwo nie poddaje. Skoro nie szkoły, to może
sierocińce?! Tu też nie zawsze było łatwo, ale kilka razy udało
się przekonać zarządzających tymi placówkami, że godzina
radości dla osieroconych, a często upośledzonych dzieci jest
bezcenna!
Na
taborecie projektor, na tablicy –prześcieradło, na wprost
widownia, a „w powietrzu unosił się beztroski śmiech i
ciekawość”, choć i z nią bywało różnie; np. film
o Reksiu na nartach nie wywołał żadnej reakcji! Okazało się, że
dla dzieci nigdy nie widzących śniegu, zimy i nart poziom
abstrakcji był tak wysoki, że uniemożliwił
zrozumienie całości.
Ostatni
seans, podobnie jak pierwszy, odbył się na miejskim murze, a
widownię stanowiły dzieci bawiące się na ulicy – dzieci
sprzątaczek, kucharek i praczek i….robotnicy oraz.. suka karmiąca
swoje młode! Po godzinie – pisze Autor - dzieci zaczęły
się rozchodzić wołane przez matki na kolację, a pozostali…
dorośli, którym Robert Maciąg znów podarował chwilę dziecięcej
radości.
W
„Tuk, tuk cinema” odnoszę wrażenie, że
funkcjonują równolegle ( choć nie symetrycznie i proporcjonalnie)
dwa światy; jeden to świat przygód Bolka i Lolka oraz Reksia,
których Robert Maciąg chce pokazać hinduskim dzieciom, z
czym – co rusz – ma niezrozumiałe dla nas, wychowanych na
kreskówkach z Bielska Białej, trudności. Świat drugi,
a według mnie –pierwszy i ważniejszy- to oglądanie hinduskiej
codzienności „ z szeroko otwartymi oczami” ( T.Michniewicz z
obwoluty książki). Choć tytuł „Tuk, tuk cinema”
raczej sugerowałby, że książka będzie zapisem kolejnych wizyt w
kolejnych szkołach i seansów w nich, to wydaje mi się, że
objazdowe, wymyślone przez Maciąga kino jest dodatkiem,
pretekstem do tego, by znów wyruszyć w świat, by robić to, co
Maciąg kocha miłością wielką i wierną –
podróżować i „patrzeć sobie na życie”, bo czyż może być
inaczej, skoro – jak sam pisze - „Indie wypełniają
człowieka nagle i bez pytania”. Dziś tu, jutro tam, bez
pośpiechu, bez określonej z góry marszruty. Z punktu A do
punktu B. Na trasie Delhi - Kalkuta.
Maciąg
jest świetnym i wnikliwym obserwatorem teatru świata, w
którym główną rolę gra człowiek zajęty swym codziennym życiem,
który „nie ma czasu na nic więcej niż to, co potrzebne i
ważne’.
Warto
sięgnąć po książkę, by dowiedzieć się nieco o hinduskim
szkolnictwie i sposobach walki rządu z wciąż powszechnym
analfabetyzmem. Warto sprawdzić, jak Indie otwierają się na
nowoczesność, choćby w podejściu do edukacji ( i emancypacji)
kobiet. Zasady dobierania małżonków i sytuacja wdów,
niewyobrażalne dla Europejczyka zanieczyszczenie świętej
rzeki Ganges ( 118 miast wylewa do niej ponad 3,6 mln litrów ścieków
dziennie!!!). Robert Maciąg pisze wprost: ‘bieda, syf, żebranina”,
a przecież mimo to kraj ów fascynuje i sprawia, że mimo tylu
przeczytanych już o nim książek, wciąż sięga się po kolejne.
Zachwycam
się językiem Maciąga; jest wnikliwy, dosadny, często ironiczny.
Nawet jeśli kogoś niezbyt interesują Indie, powinien
sięgnąć po „Tuk, tuk cinema”, by zobaczyć
hinduskie ulice wielkich miast i bezkresne bezdroża prowincji, którą
gęsto porastają pola…marihuany!
Klasą
samą w sobie jest to, jak Maciąg opisuje poruszanie się po
hinduskich ulicach; „To doświadczenie, które cię zmienia na
zawsze” i trudno w to wątpić, gdy się czyta takie zdanie: (
Na ulicy) „jest niezły hałas, bo najpierw autobus trąbi,
że zjeżdża, potem ciężarówki trąbią, że hamują, ja i
inni motocykliści trąbimy na pasażerów, żeby uważali, jak łażą,
autobus trąbi, że odjeżdża, a ciężarówki znów trąbią, tym
razem po to, żeby autobus pospieszył”.
Jeśli
chcecie Państwo dowiedzieć się
· jak
hinduskie kobiety „młócą” snopki zboża,
· dlaczego
w Indiach absolutnie konieczne jest szorowanie (!) rąk PRZED
pójściem do toalety,
· oraz
jak policja karze mężczyzn przyłapanych na oglądaniu pornografii
( a powiem, że ubawiłam się tym setnie!!! J),
to
zachęcam do sięgnięcia po ostatnią książkę Roberta
Maciąga, która jest nie tylko ciekawa, ale i – jak niemal zawsze
bywa w przypadku wydawnictwa Bezdroża- niezwykle starannie i pięknie
opracowana i wydana.
recenzja: Majka Em
TukTukCinema. Czyli historia o Indiach, Gangesie, radości życia, wiecznie psującym się skuterze i Bolku i Lolku, Robert Robb Macią, wydawnictwo Bezdroża, 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz