czwartek, 6 lipca 2017

Joanna Grzymkowska – Podolak „Zakochani w świecie. Malezja”

„Zakochani w świecie” – czy można przejść obojętnie  obok książki, która wabi takim tytułem? Nie można. Dlatego mimo że o Indiach przeczytałam  już kilka  ciekawych podróżniczych relacji, przed kilkoma miesiącami sięgnęłam po książkę Joanny Grzymkowskiej – Podolak „Zakochani w świecie. Indie”. I nie zawiodłam się, czego dowodem- dość obszerna „recenzja” zamieszczona  na blogu mojej córki. Tym razem Joanna Grzymkowska – Podolak wydała  drugą ze swych książek- wspomnień „Zakochani w świecie” poświęconą dwumiesięcznemu pobytowi w Malezji Jej i Jej męża, którego barwne zdjęcia  stanowią istotne dopełnienie treści.
Od czego zacząć? Od  Malezji czy Autorów? Chyba jednak od autorów. To dziennikarsko –  operatorskie małżeństwo. Ich życiowa dewiza brzmi: „Z marzeniami  i robieniem ważnych rzeczy nie ma sensu czekać”, dlatego swój czas  dzielą  na zawodowe obowiązki i poznawanie ( oraz smakowanie) świata.  Pani Joanna pisze: „Podróże to kawałki naszego życia.  Te wyjątkowe”, podczas których  eksplorują  świat, ale i dowiadują się o tym, „jak nam samym z sobą i ze sobą razem jest”.
Jeśli polecam gorąco lekturę książki  „Zakochani w świecie. Malezja”, to z dwóch głównych powodów; po pierwsze – by poznać odległą i dla większości Polaków wciąż egzotyczną  Malezję i by doświadczyć, jakim fajnym pełnym przyjaźni małżeństwem są jej Autorzy.
Teraz słów kilka o Malezji. Przede wszystkim olśniewa i onieśmiela  swym rozmachem i nowoczesnością. Stolica Kuala Lumpur to  miasto, w którym przybysze z Polski  czują się… technologiczne  zagubieni, by nie rzec – zacofani! Ale Malezja to także  prastara dżungla  licząca  ponad 130 mln lat! (dla porównania: najstarsza piramida egipska ma lat..5 tysięcy!). Malezja to gustowna mieszanka architektury, kultury i narodowości, gdzie  współistnieją trzy nacje: Malezyjczycy, Chińczycy i Hindusi. To chyba jedno z ostatnich miejsc na świecie, gdzie obowiązuje surowy zakaz publicznego… całowania się, gdzie wystawia się drakońskie grzywny za  zanieczyszczanie  przestrzeni publicznej i gdzie – jak czytamy – obok ortodoksyjnych muzułmanek paradują  Chinki ubrane w skąpe spódniczki.
LUDZIE. Ci mijani na ulicy,  poznani na chwilę i na dłużej – i w Indiach, i w Malezji niemal zawsze życzliwi, uśmiechnięci, skorzy do bezinteresownej pomocy, ciekawi przybyszy z dalekiego świata.  To przypadek?   Chyba nie. Wierzę, że do człowieka wraca to, co sam z siebie daje. Podolakowie  dają poznawanym ludziom swą intensywną, ale nie natrętną ciekawość. Już podczas lektury książki po Indiach  zwróciło moją uwagę, że Jarosław , gdy chce zrobić komuś zdjęcie, zawsze pyta   wpierw o zgodę. Joanna pisze  o mężu: „Jarek patrzy najpierw sobą, potem aparatem”, a pod jednym ze zdjęć: „Gdy się uśmiechasz do innych, uśmiechy wracają”. I to z pewnością  tłumaczy ich szczególną łatwość w przełamywaniu międzyludzkich barier. Sami otwarci, pogodni i szczerze zaciekawieni drugim człowiekiem („Oglądamy lub podziwiamy, ale nigdy nie oceniamy”) sprawiają, że ludzie im  to samo oddają; Natalia  z hotelu, która po dwóch dniach zaledwie dniach znajomości   pożycza im  pieniądze na bilet,  sprzątaczka w metrze, która bez  słowa pomaga kupić bilet,  kobieta z plemienia  Orang Asli, która  widząc niemy zachwyt Joanny obdarowuje ją swym  grzebieniem. Przeczytaj, Drogi Czytelniku, ile może zdziałać jedno słowo: tamilskienandrin  czyli „dziękuję” wypowiedziane przez Joannę w hinduskiej gospodzie; to zaledwie kilka z  postaci ( i sytuacji), które   warto poznać  za sprawą tej uroczej książki. Ale spotkania z ludźmi są nie tylko wzruszające. Są także zabawne i przekomiczne. Polecam absolutnie fragment o podróży górskimi serpentynami z kierowcą w… dość zaawansowanym wieku, którego prawo jazdy było nowiutkie niczym wiosenny listek. Polecam przepysznie odmalowane komiczne spotkanie z Chińczykiem, który 20 lat temu pracował z Polakami i zapamiętał jedynie: „Na źdrowie!” Podolakowie mają nie tylko  dar obserwacji, ale i spore poczucie humoru na własny temat. „Uwielbiamy śmiać się z siebie”- pisze Joanna, a ja jako dowód polecam  małżeński „armagedon”, który sprawił, że  jedną z największych atrakcji Malezji małżonkowie zwiedzali… oddzielnie. Ba, nawet wracali dwoma taksówkami, na koniec jednak „postanowiliśmy się jednak nie rozwodzić i dalej podróżować razem” J J. No i jak takich nie polubić? J
Dwa miesiące  spędzone w Malezji przez Podolaków  były niezwykle intensywne.  Podróżnicy poznali nowoczesne miasta  i prowincję, odwiedzili buddyjskie świątynie i meczety. Zachwycali się pocztówkowymi i aż nierealnymi w swej rajskiej urodzie plażami oraz plantacjami herbaty i… truskawek. Odbyli  ekscytujący „spacer” (canopy walk),  po kładkach  szerokości ok. 30 centymetrów wiszących ponad 600 metrów nad urwiskiem. Najsilniejszym jednak przeżyciem wydaje się miesięczna  wyprawa na Borneo, gdzie podróżnicy odwiedzają ośrodek rehabilitacji orangutanów ( przy okazji: czy wiedziałeś, Czytelniku, że   aż 97%  genów mamy wspólnych?!), eksplorują jaskinie i szukają dróg, by dotrzeć do long houses, długich  domów łowców głów. Tym jednak, co pozwoliło Im ( i nam, czytelnikom) przeżyć „strzał adrenaliny”,  magiczny zachwyt, ale i przerażający, wręcz pierwotny lęk był trekking po prastarej, potężnej , groźnej i nieprzeniknionej dżungli sprzed stu trzydziestu milionów lat.
Podolakowie konfrontują  swój racjonalny ogląd świata i stosunek do rzeczywistości z wiarą tutejszych ludzi w magię i duchy i trzeba przyznać, że są  to doznania niezwykle silne i  niemal  metafizyczne,  zaś ich lektura skłania do refleksji. Absolutnie polecam. Podolakowie dwukrotnie eksplorują  pierwotny las, który zachwyca i przeraża, uczy pokory i szacunku dla natury.
Tym, co według mnie podnosi wartość  książki „Zakochani w świecie. Malezja” jest szczerość i autentyzm  jej Autorki. Joanna  nie zgrywa  podróżniczki, która na podróżach „zjadła zęby”, przeciwnie - uczciwie  przyznaje, jak bardzo boi się ekstremalnych sytuacji ( vide: canopy walk)  i.. szczurów. Gdy małpa atakuje Jej męża, zwyczajnie  ucieka ( czego wstydzi się potem ogromnie), a gdy załamanie pogody uniemożliwia  powrót z dżungli, Joanna pisze otwarcie: „Panikowałam i traciłam rozsądek(…). Bałam się  strachem, którego wcześniej nie znałam”. W każdej z tych trudnych sytuacji mąż okazuje się  wsparciem i opoką, dlatego też Joanna pisze żartobliwie, ale całkiem szczerze, że w rankingu  na najlepszego męża, Jarosław zajmuje wciąż i niezmiennie 1 miejsce. J ( Przeczytajcie Państwo fragment, JAK Jarosław cieszy się, gdy żonie udało sie w końcu pokonać strach i przejść po wiszącym i rozkołysanym moście na drugą stronę!)
Podróże z rzadka  przebiegają  według ustalonego  wcześniej planu. Doświadczają tego i Podolakowie. Przygotowani do wyjazdu do Kambodży, w jednej sekundzie  zmieniają kierunek podróży, gdy w Internecie  pojawia się kusząca promocja lotu do… Malezji. Już na miejscu  wiele razy muszą zmieniać swe plany, bo – pora monsunowa i ulewne kilkudniowe deszcze  uniemożliwiają realizację  wcześniejszych zamierzeń ( pozostaje  tylko wrócić do pokoju i przespać frustrację, bezczynność, deszcz i resztę dnia), bo – kierowca busa wysadza nie-tam-gdzie-trzeba, tymczasem z nieba równo  leje (wiadomo - pora monsunu), a nasi podróżnicy są nieludzko zmęczeni i głodni. Innym razem- po wielodniowych poszukiwaniach łowców głów w rozsianych po dżungli wioskach, gdy wydaje się, że los sprzysiągł się przeciwko nim, przypadkiem (?!) odnajdują poszukiwanego człowieka w …miejskim szalecie! W tej podróży po Malezji i jej największej wyspie- Borneo Podolakowie  zaliczają dni, kiedy nic się nie układa, a małżeńska kłótnia o nic wisi na włosku  i dni, tak gęste od zdarzeń, że sprawiają wrażenie, „jakby trwały od kilku dni” ( Jarosław).  
Wielu wątków  tej interesującej  i pouczającej książki nie przytoczyłam. Celowo ominęłam wątek dewastacji środowiska naturalnego, gdzie odwieczna prastara dżungla  przegrywa  z ludzka chciwością, świadomie  pominęłam przebogaty wątek kulinarny, by tym goręcej zachęcić do lektury  wszystkich smakoszy i degustatorów „kuchni świata”. A jest w tej materii Malezja miejscem szczególnym, skoro – jak pisze Joanna – jedzenie to wielka namiętność Malezyjczyków, którzy „rozpieszczają się kulinarnie”. Trudno zatem się dziwić, że  wiele dni Podolakowie kończą „obżarci i szczęśliwi”. JJ
Każda podróż  ma swój początek i kiedyś się kończy. Książka także.  Dodam – książka niezwykle  pięknie i starannie wydana przez EDIPRESSE.  Po dwóch miesiącach  poznawania świata i zakochiwania się w nim – bez końca, Joanna wygłasza pean na cześć… łóżka, które „nie jedzie, nie buja i jest WŁASNE,  zachwyt WŁASNĄ łazienką  z WŁASNYM sedesem” i kończy słowami  Jacka Pałkiewicza, którymi „Mistrz” „namaścił” małżonków- podróżników  przed wyprawą: „Życie  daje każdemu tyle, ile sam ma odwagę sobie wziąć”.

Pani Joanno, panie Jarosławie – czekam na kolejną wyprawę Państwa , by w wygodnym  i WŁASNYM  J fotelu móc przeżyć z Wami kolejną przygodę i znów zakochać się w kolejnym skrawku świata. 

recenzja: Majka Em





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz