poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Zawsze o tym marzyłam...


Czyż to nie doskonały tytuł na wakacyjny czas spełniania marzeń?
A może okrzyk, który czeka w naszej duszy, by wybrzmieć?

Zdecydowanie tak.

Do lektury książki zainspirował mnie wywiad z jej autorką, opublikowany w niedawnych Wysokich Obcasach.
Niewielki tekst sprawił, że zapragnęłam przeczytać prawie czterysta stron jednym tchem.

Z główną bohaterką łączy mnie niewiele- nie jest moją równolatką, mogłaby być raczej moją matką.
Jej małżeństwo skończyło się na długo przed tym, nim moje zaczęło.
Nie łączy nas także styl podróżowania.

Co więc odkryłam w zapiskach marzycielki- podróżniczki?
Niesamowitą afirmację życia.
Żałuję, że nie piszę tej recenzji na początku maja, bo chciałabym móc polecić tę książkę jako doskonały prezent na dzień matki.

Rita dobiega pięćdziesiątki, gdy zaczyna czuć zmęczenie swoim dotychczasowym życiem, a jej małżeństwo chyli się ku upadkowi. Po wstępie można się spodziewać stron zapisanych wspomnieniami, żalem, samotnością, ale nic bardziej mylnego!

Rita powoli, ale zdecydowanie dojrzewa do podjęcia- niedorzecznego wydałoby się- kroku ku realizacji marzeń, odkładanych zawsze „na kiedyś”.

Jest w tym szczypta szaleństwa, odwagi i desperacji- by życie, którego już nie ma, zastąpić nowym- by kobieta, którą jest, stała się nią naprawdę.

Piękna to podróż, nie tylko przez kraje- ku kolejnym celom podróży, ale przede wszystkim ku sobie, ku duchowości, ku przyjaźniom, które odmieniają ludzie życie.

W pierwszą podróż ruszamy z Ritą do Meksyku, gdzie towarzyszy jej strach i niepewność co do słuszności podjętej decyzji- w trakcie choroby nasza bohaterka zrzuca symbolicznie skórę. Następnie do Gwatemali, gdzie zaczynamy się zastanawiać, czy poszukiwanie nowych doznań (jak przyjmowanie środków halucynogennych), nie jest histeryczną próbą nadganiania straconego czasu. Z każdą kolejną stroną odkrywamy jednak, że od przygód ważniejsze są spotkania z ludźmi.

„Jedną z najważniejszych rzeczy, których nauczyłam się podczas piętnastu lat w drodze, była umiejętność cieszenia się chwilą. Gdy piszę zagłębiam się w brzmienie i znaczenie słów, bawię się nimi, próbując znaleźć idealne połączenia. Gdy jem, cieszę się smakiem i wyglądem każdego kęska. Gdy siedzę samotnie, próbuję wsłuchać się w ciszę w moim wnętrzu i zrozumieć gwar otaczającego mnie świata. Gdy jestem między ludźmi, to naprawę z nimi jestem. Po piętnastu latach jeżdżenia po całym świecie ludzie pozostali moją największą pasją. Uwielbiam te rodzące się w mgnieniu oka i kwitnące przyjaźnie, które stały się sensem mojego życia”. (str. 411)

Rita z dala omija utarte szlaki, atrakcje przygotowane przez agencje turystyczne. Nie zamyka się wśród „swoich”. Jest wypełniona permanentnym pragnieniem kontaktu z miejscową ludnością. Jej ciekawość, serdeczność i otwartość, ale przede wszystkim ogromny dystans do siebie- mimo różnic kulturowych, czy barier językowych, w każdym miejscu zjednuje jej ludzi.

W Izraelu mój zachwyt Ritą jest już permanentny! Czemu? Przeczytacie sami!
Na Wyspach Galapagos czy w Indonezji zaczynam mieć wrażenie, że czytam baśń dla dorosłych- ale nawet mój racjonalizm nie podważa niesamowitych splotów okoliczności, które zapewniają jej opiekę ekwadorskiego rządu, współpracę ze słynną badaczką orangutanów, czy przyjaźń z rodziną królewską na Bali.

Rozdział dotyczący USA i Kanady to niemal niezamykające się drzwi jej gościnnego mieszkania, kontakt z rodziną ale i czas smutnych pożegnań.

Nowa Zelandia, której byłam ciekawa najbardziej, wprawiła mnie w melancholię, podróżując z Ritą do miejsc, które odwiedziłam trzy lata temu.
Tajlandii nie należy czytać z pustym brzuchem- gdyż kolejne kartki to kulinarna uczta, feeria barw i smaków.

Książka ładuje akumulatory, napędza do marzeń, bawi, rozczula.

Oczywiście można stwierdzić, że jako pisarka, kobieta majętna w małżeństwie, miała na to fundusze, które leżą poza zasięgiem większości z nas... Myślę jednak, że kończąc książkę takim wnioskiem, tracimy szansę, by zachwycić się pewną postawą wobec siebie, problemów, życia i świata!

To wspaniałe czterysta stron, dzięki którym poznałam kobietę, jakich wciąż widzę za mało wokół siebie!

POLECAM, dajmy się zainspirować : )!

„Najwyraźniej koncepcja „banku przysług”, według której cały świat opiera się właśnie na drobnych przysługach była jej zupełnie obca. A przecież idąc przez życie i wyświadczając ludziom drobne przysługi, tak naprawdę tworzymy depozyt dobra, z którego możemy wypłacać za każdym razem, gdy jesteśmy w potrzebie. Równie ważne jest przyjmowanie takich przysług, ponieważ wtedy pozwalamy drugiej osobie na założenie własnego depozytu. Lubię uczyć takiego podejścia wszystkich ludzi, którzy maja problemy z przyjmowaniem pomocy”. (str. 355)



8 komentarzy:

  1. Pani Agnieszko muszę przeczytać - pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Aniu- baaaardzo polecam! Jest wspaniała : ) pozdrawiam serdecznie! a.

      Usuń
  2. Już sobie zamówiłam w Empiku - Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie czekam na Pani wrażenia : )dobrego dnia, Pani Aniu!

      Usuń
  3. Tak sobie myślę, że takie historie dodają jeszcze więcej wiary w to, że ta "jesień życia" może być pełna przygód, emocji, realizacji marzeń właśnie:) I jeszcze bardziej się na taką przyszłość cieszę:) Świetny pomysł na prezent dla kobiet chcących zmienić swoje życie, będę mieć na uwadze:)

    OdpowiedzUsuń
  4. wygląda na to, że to kolejna pozycja na liście książek do przeczytania :):)

    OdpowiedzUsuń