wtorek, 8 stycznia 2013

„Kulisy Kulinarnej Akademii”


Ktokolwiek zjadł dzisiaj zupkę chińską, popił drożdżówkę coca colą- zamiast porządnego obiadu i zabrał się za „Kulisy Kulinarnej Akademii” Marka Brzezińskiego, będzie zawstydzony!
Czy w takim razie książkę powinno się czytać na czczo, gdyż każda jej strona zaostrzy nam apetyt na coś smakowitego?
Być możeJ!

„17 grudnia 2009 r., po 21 latach profesury w amerykańskiej uczelni w Paryżu, poprowadziłem mój ostatni na niej wykład.(…) Los tak chciał, że następnego dnia, 18 grudnia, przypadł mi honor po 21 latach mojej pracy w polskiej redakcji Radia France Internationale, zakończyć 80-letnią obecność języka polskiego na falach tej rozgłośni. Popłynęła w eter ostatnia audycja po polsku. (…) Dzień po dniu skończyły się sprawy, które przez dwadzieścia jeden lat stanowiły główny nurt mojego życia zawodowego nad Sekwaną. To był znak, że czas zacząć myśleć o rozpoczęciu czegoś nowego, mimo że do emerytury było bliżej niż dalej. Co robić?”.

To moment, w którym niejedna opowieść mogłaby się zakończyć. Na szczęście w przypadku Marka Brzezińskiego, dopiero się zaczyna- smakowitym zwrotem akcji.
Autor zapisuje się do Le Cordon Bleu. 

Le Cordon Bleu to jedna z najważniejszych światowych świątyń gotowania - założona w 1895 roku, obecna w piętnastu krajach świata, kształcąca 18 tysięcy studentów rocznie. Dla Marka Brzezińskiego stała się szkołą francuskiego życia kulinarnego oraz inspiracją do podróży przez smaki i smaczki Francji”.

W siedemnastu rozdziałach towarzyszymy autorowi podczas wzlotów i upadków- w trakcie nauki, w kulinarnej świątyni. Wszystko opisane smakowicie i barwnie, pobudza nie tylko wyobraźnię, ale także ślinianki.

Lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy kochają Francję i są zdania, że gotowanie oraz jedzenie, to sztuka o wiele wyższa, niż sztuka przetrwania. Dla tych, którzy po cichu i coraz śmielej marzą o udziale w kulinarnym show. Odważni mogą też spróbować swoich sił, przygotowując potrawy z przepisów zawartych w książce.

„To, co mnie tam spotkało, przerosło moje wyobrażenia. Kulinarna świątynia - a w jej wnętrzu reżim jak w oddziale pułku specjalnego piechoty morskiej. Świat, z którego istnienia trudno było sobie zdać sprawę - świat musztry i rozkoszy podniebienia. Odkrywałem to z oczyma otwartymi ze zdumienia. Po ponad pół wieku obcowania ze sobą odkrywałem też siebie. To chyba było w tej całej przygodzie najbardziej zaskakujące”.







2 komentarze:

  1. do gotowania mam 2 lewe ręce, ale brzmi ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wow:)mało kto potrafi gotować dwoma lewymi, więc, może być nietuzinkowo:)
      hihihihi:)
      polecamy:)
      mt

      Usuń