Jeśli
ktoś zabiera się za lekturę „Made in Japan” z przekonaniem, że
oto rusza w cudowną, egzotyczną, beztroską i niezapomnianą
podróż, to będzie mocno zaskoczony.
Nie
zabraknie egzotyki, to prawda, ale obraz Japonii nie będzie miał
nic wspólnego z cukierkowymi obrazkami prezentowanymi w folderach
biur podróży!
Nasza
podróż przez kolejne strony książki będzie odbywać się w
cieniu trzęsienia ziemi z marca 2011, które obnażyło
nieuchronność radykalnych działań, przed jakimi stoi Japonia.
„Japonia
na pewno musi się pogodzić z koniecznością wprowadzenia wielu
zmian. Na nieszczęście dla swoich obywateli, zmiany te przeważnie
będą oznaczać zwrot o 180 stopni wobec dotychczasowo podejścia do
wielu spraw. Otwarcie granic, chęć prawdziwego zrozumienia
obcokrajowców, odmiennych kultur, a nie tylko ślepe naśladowanie
trendów, nienarzucanie własnej wyższości i rezygnacja z wiary w
bycie narodem wybranym. Przychylny stosunek do języka angielskiego
jako środka komunikacji w nowoczesnym świecie biznesu,
transparentność polityki, konsekwentne wprowadzanie zmian
gospodarczych, walka z systemem synekur, uproszczenie procesu
decyzyjnego w firmach... lista problemów jest o wiele dłuższa.”
(str. 187)
Autor
rzetelnie, z wnikliwością analizuje powyższe zjawiska,
niejednokrotnie wprawiając czytelnika w osłupienie. Zachwyt i
zgroza nie opuszczą Was od pierwszej, do ostatniej strony!
Spakowani? Ruszamy!
Chyba wolę typowe podróżnicze, podróżniczo-wspomnieniowe itp, więc nie jestem pewna, czy po "Made in Japan" kiedyś sięgnę. Na półce u mnie czeka "Japonia w sześciu smakach".
OdpowiedzUsuńHmm, wiem co masz na myśli i chyba też mi bliżej do- ogólnie rzecz ujmując: dzienników z podróży, niż- nawet bardzo rzetelnych- opracowań socjologicznych! z pozdrowieniami : )
OdpowiedzUsuń