wtorek, 2 kwietnia 2013

Canoandes. Na podbój kanionu Colca i górskich rzek obu Ameryk


Postać Piotra Chmielińskiego jest mi już dobrze znana z książki J. Kane’a pt.”Z nurtem Amazonki”. Rozsiadając się w fotelu (nomen omen w Lany Poniedziałek), miałam więc pewność co do tego, że nie przejdę przez kanion Colca oraz górskie rzeki obu Ameryk suchą stopą, że akcja będzie wartka niczym nurt w kanionie Colca i że mój podziw dla dokonań grupy Canonades 79, będzie rósł z każdą kolejną stroną.
I to nie tylko dlatego, że wyczyn był pionierski, a ilość przeszkód w drodze do celu, przesuwała jego osiągnięcie o 29 miesięcy. Także dlatego, że zaplecze techniczne- a czasem i wiedza części ekipy- były co najmniej skromne.
  
Gdy spoglądam na zdjęcie czterech mężczyzn w tenisówkach i dżinsach, dzierżących wiosła, odczuwam mieszankę podziwu i niedowierzania, że naprawdę osiągnęli aż tyle, podczas, gdy ich ubiór nadaje się co najwyżej na niewymagający rejs kajakiem po nudnej rzece.

„Dziś trudno to sobie uświadomić, ale w tamtych czasach kajakarstwo było sportem, w którym istotną rolę w doborze jego wielbicieli odgrywała naturalna selekcja. Tylko desperaci i masochiści, dla których celem samym w sobie jest dojście do rozkoszy poprzez cierpienie, byli zdolni moczyć się na bystrzach w zimnej wodzie i mówić o przyjemności. Nie istniały jeszcze szczelne, wodoodporne kurtki, spodnie kajakowe i Polartec, bez których obecnie nie da się uprawiać kajakarstwa.
Piotr, Andrzej i Jurek, którzy podczas wyprawy tworzyli grupę kajakarzy, byli szczęśliwcami i mieli tanie amerykańskie, ortalionowe kurtki przeciwdeszczowe. Chroniły od wiatru, ale nie od fal i zimnej wody. Pozostali, tzw. „artyści”- Jacek, Biczu i ja- mieliśmy tylko bawełniane podkoszulki, dżinsy oraz własne sadło. Tego ostatniego nikt z nas nie miał za dużo, a po kilku dniach i to straciliśmy. Biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy, wyglądaliśmy jak grupa narwańców, która w krótkich spodenkach wybrała się na zdobycie  Bieguna Południowego” (str. 94)

„CANONADES. Na podbój kanionu Colca i górskich rzek obu Ameryk” to książka, która mówi o marzeniach na granicy szaleństwa, o nie ustawaniu w drodze- pomimo sporych przeszkód, o strachu, słabości ciała- które można przezwyciężyć, o przyjaźni… Po prostu: o niebanalnej grupie mężczyzn, którym ustąpił nie tylko kanion Colca, ale także wiele górskich rzek obu Ameryk i nieugięci strażnicy przejść granicznych.

Dech w piersiach zapiera nie tylko fabuła, ale i estetyka z jaką wydana jest książka! Niewielki album podróżniczy- jakim niewątpliwie jest ta pozycja- zauroczy starymi, czarno- białymi fotografiami, którym nie brakuje przestrzeni, by zaprezentować się w pełnej krasie!

Lektura obowiązkowa dla młodych wilków morsko- wodnych i dla tych, którym brak odwagi do podjęcia pierwszego kroku ku realizacji marzeń. Dla tych, którzy uważają, że brak im środków, profesjonalnego sprzętu i zaplecza, by wyjść ze strefy bezpieczeństwa, w obawie przed porażką.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz