Do Bear Grylls'a mam słabość od dawna :
)
Nic tego (chyba) nie zmieni.
Od czasów, gdy księgarniane regały jeszcze nie uginały się
od ciężaru jego licznych publikacji, a jego programy miały w sobie
nietandetny element grozy i przygody.
Jakąś dekadę temu.
Dzisiaj Szkoły Przetrwania, dla niektórych mają w sobie lekką nutkę fałszu i
celebryckiego blichtru, ale w naszych szufladach nadal są ukryte jedne z pierwszych
odcinków SP nagrywane, by oglądać je po wielokroć.
Bez względu na wszystko, poniższą książkę przeczytałam z
przyjemnością i ciekawością.
Portret umorusanego twardziela, który ma uczucia, rodzinę i determinację, by
realizować swoje marzenia, pomimo wielu przeszkód! Inspirujące, wciągające i... czasem wzruszające.
"Prawdę mówiąc, na tym etapie mojego życia nie miałem
zielonego pojęcia, na czym tak naprawdę polega taka wyprawa. Miałem minimalne
doświadczenie wysokogórskie, jak wyczytałem
w książkach zdecydowanie za mało lat, żeby zostać prawdziwym
himalaistą. Ale to było moje marzenie. A dzięki marzeniom ludzie staja się
niebezpieczni.
Za marzenia nie trzeba płacić, a prawdziwe wyzwanie pojawia się
wraz z podjęciem odpowiednich kroków, żeby te marzenia zrealizować. Nie miałem
zwyczaju rzucać słów na wiatr i wszystkim najbliższym wyjawiłem
swoje plany co do Everestu.
Wszyscy co do jednego stwierdzili, że zwariowałem". (str.112)
a dla miłośników Bear Grylls'a, Nowej Zelandii i lotniczych wojaży, sympatyczny mix : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz