niedziela, 25 listopada 2012

powrót...

Po 26 dniach wróciłam do domu...
Powoli oswajam zapomniane kształty, przestrzeń, smaki, kolory, dźwięki, szukam siebie.
Nie mam zbyt wielu dobrych wspomnień z tej podróży, którymi mogłabym się z Wami podzielić ale... tym filmikiem na pewno : )


dobrego dnia!
dbajcie o siebie w ten jesienny czas : )
1/2 mt

piątek, 9 listopada 2012

Szpitalnie

Czy jest jakiś związek między szpitalem a podróżowaniem?
Czy na blogu poświęconym podróżom może się znaleźć wpis o pobycie w szpitalu?
Hmmm...
Chyba tak!
...
Oprócz- naturalnej w tej sytuacji- troski o stan mojego zdrowia, pojawiają się pytania o to, czy nie przeszkadza mi, że budynek jest stary, czy jedzenie jest znośne i czy w łazience jest czysto i jak to jest leżeć w sześcioosobowej sali?
I co? I okazuje się, że lata podróży- tych małych i dużych, spanie w miejscach, które do spania się nie nadawały, śniadania w hostelowych kuchniach, które sanepid omijał szerokim łukiem, toaleta pod gołym niebem albo niedaleko zagrody z trzodą, albo jej zupełny brak, zaprawiły mnie na tyle, że nie zwracam na to uwagi.
Ważny jest każdy dzień w dobrej formie, życzliwość lekarzy...
Sala szpitalna niczym hostelowa sypialnia, koloryty osobowości i historii, tyle, że o podróżowaniu przez choroby ku zdrowiu.
Szpital- policzek dla planów i poczucia, że możliwości są nieograniczone- zaskakujący znak STOP na drodze naszego życiowego sprintu.
Oprócz strachu o własne zdrowie, pojawia się refleksja nad tym co było, co będzie.
Z początku jest bunt, że urodziny w szpitalu a miały być w uroczej kawiarence, że dzisiejszego wieczora znowu wyląduję w szpitalnym łóżku a nie w Liverpoolu, a kupione za 30zł bilety lotnicze przepadły, że musieliśmy odwołać nasz udział w II MotoFestiwalu, na którym chcieliśmy opowiedzieć o tym, że Polska jest FAJNA: ).
Poczucie straty, które szybko mija...
Niebawem będę w domu, powróci utracone poczucie wolności, wróci trochę starego ale pojawi się też miejsce na nowe- bardzo się na nie cieszę:)!


czwartek, 8 listopada 2012

KONKURS FOTOGRAFICZNY

Lubicie zatrzymywać codzienność na zdjęciach?
Jeśli tak, zapraszmy Was do udziału w ciekawym konkursie ogłoszonym na zaprzyjaźnionym blogu: ALL IS BEAUTY-szczegóły TUTAJ :)
My już wysłaliśmy swoje zgłoszenie : )
mt




środa, 7 listopada 2012

Włóczykijowe radości:)

CUDOWNIE jest dostawać prezenty książkowo- podróżnicze:)
Przede mną podróże "w" setki stron i- przywołujące nowozelandzkie wspomnienia- chwile ze szczoteczką do zębów;)
Dziękuję WSZYSTKIM, którzy wiedzą, co Włóczykijki lubią najbardziej:)
1/2mt






poniedziałek, 5 listopada 2012

urodziny

"Każdy z nas jest podróżnikiem w tym życiu. Obchodząc co roku swoje urodziny, warto pamiętać, że właśnie zaliczyliśmy kolejną podróż wokół Słońca, poruszając się pojazdem zwanym Ziemią". (K.Mrozowski)


niedziela, 4 listopada 2012

"Makaron w sakwach"

Parę miesięcy temu, "pojechałam" z Piotrem Strzeżyszem - "Z campą w sakwach na dach świata". Wyprawa zrobiła na mnie takie wrażenie, że bez wahania "ruszyłam"- wraz z autorem- w kolejną podróż, tym razem w stronę obu Ameryk.
"Pomysł wydawał się prosty. Pojechać do Chile, kupić najtańszy, w miarę sprawny rower i przepedałować na nim do Patagonii, przez drogę zwaną Carretera Austral. Raz w życiu chciałem sobie oszczędzić przepraw na
lotnisku z rowerowym pudłem, zastanawiania się, czy jednoślad doleci w całości. Postanowiłem kupić rower na miejscu i ruszyć nim z Puerto Montt na południe. Droga nie sprawiała wrażenia ani zbyt trudnej, ani długiej, miałem do pokonania niecałe tysiąc kilometrów i trzy tygodnie wolnego?".(str. 14)
Plan prawie doskonały? Prawie. Rower bardzo szybko odmówił posłuszeństwa, a plany wymagały korekty. Autor- jak zwykle poradził sobie z sytuacją i przyjął ze spokojem- choć nie bez smutku- nową rzeczywistość. Gdy wyprawa mogła trwać w najlepsze, Piotr złamał nogę i musiał wrócić do domu. Totalna katastrofa. Z zaskoczeniem kartkowałam kolejne strony, zastanawiając się: co teraz??.
Na szczęście niebawem Piotr wraca do Ameryki Południowej, ze sprawnym rowerem, choć i tym razem nie bez zmiany wcześniejszych planów: "Zwijam mapę i siadam na rower. Przewodnik po Patagonii zostawiam na ławce przy
parkingu. Miało być na południe, będzie na północ, miała być Patagonia, może będzie Boliwia?". (str.66)
Co sprawia, że książki Piotra Strzeżysza są wyjątkowe? Kolejne kilometry przez zapierające dech w piersiach krajobrazy, fotografie, które uzupełniają barwne opisy? Nie tylko. Szczególnie bliska jest mi jego filozofia życia, bezpośredniość i szczerość, z jaką dzieli się z czytelnikiem swoimi wrażeniami. Jego zapiski pozbawione są cenzury- towarzyszymy mu także w momentach, w których wypełnia go rozczarowanie, smutek, żal, czy wściekłość. Nie jest rowerowym tytanem pozbawionym chwil słabości, a jego kieszenie często są puste. Mimo determinacji i uporu, niezbędnych, by kontynuować podróż przez Amerykę Południową, a potem Północną, jest w nim dużo humoru, dystansu i wrażliwości, bez których
podróże byłyby jedynie walką z kolejnymi kilometrami i niczym więcej.
"Nad głową zawisło rozgwieżdżone niebo, nieprawdopodobnie nisko, nieprawdopodobnie blisko, przedstawienie trwało, ni to komedia, ni to dramat, zyliard gwiazd patrzyło na mnie, a ja grałem dalej, zyliard gwiazd, których może już nie ma, przecież widzę tylko odbite światło (…) byłem pewien, że jeśli tylko wyciągnę rękę, to strącę je wszystkie na
ziemię?". (str.146)
Wyprawa rowerowa do Ameryki Północnej to walka z niskim budżetem, nadciągającą zimą, nieufnymi mieszkańcami, którzy niechętnie udostępniają swoje posesje na rozbicie namiotu i strachem przed misiami. Ale nawet tak trudne warunki nie wpływają na humorystyczny stosunek Piotra do rzeczywistości- nie brak momentów, w których także poważny czytelnik uśmiechnie się szerzej- jak wtedy gdy desperacja w poszukiwaniu miejsca na nocleg zaprowadziła go w dość szczególne miejsce. Mimo, że zdecydowana większość mieszkańców Ameryki Północnej wykazała niezbyt duże zrozumienie i życzliwość dla podróżującego niskobudżetowo rowerzysty, zdarzali się też pełni szczodrości i bezinteresowności ludzie- jak w każdej podróży.
Książkę przeczytałam jednym tchem i już się cieszę na następną, bo jak sądzę będzie kolejna i kolejna?
"Znów w drodze. Z braku skrzydeł znów przemieszczam się rowerem. Nie, nie narzekam, tylko stwierdzam fakt. No więc bynajmniej nie ubolewam, bo rower bardzo lubię i inaczej ciężko sobie wyobrazić podróżowanie, ale latka lecą, tu coś strzyknie, tu zaskrzypi, tam zaboli, a włóczyć się przecież nie przestanę. Kiedyś myślałem, że przestanę, ale już
postanowiłem, że właśnie nie przestanę (…). Jeśli więc nadal mam się włóczyć, to fajnie byłoby mieć skrzydła, bo do końca życia nie będę przecież jeździł rowerem, niestety". (str.195)



"Makaron w sakwach, czyli rowerem przez Andy i Kordyliery" , Piotr Strzeżysz, Wydawnictwo Bezdroża, 2012.