poniedziałek, 10 marca 2014

Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima

Przed paroma dniami  w moje ręce trafiła pozycja Piotra Bernardyna Bezdroża pt: Słońce jeszcze nie weszło. Tsunami. Fukushima – to mocna lektura! Zdecydowanie nie-do-poduszki! Autor od dekady  mieszka i  pracuje w Japonii.  Gdy 11 marca 2011 roku na wyspie Honsiu zatrzęsła się ziemia, a zaraz potem nadeszło tsunami, w wyniku którego uszkodzony został reaktor atomowy, Piotr Bernardyn nie uciekł do Polski, lecz pozostał na miejscu. To, co z przerażeniem i niedowierzaniem świat śledził  na ekranach TV, on widział i przeżywał osobiście.  A potem opisał. Powstała książka – dokument, niezwykle rzetelna i wiarygodna, odważna i ważna  o potężnej sile przekazu.   Dla mnie osobiście stanowi  ważny głos  w ogólnoświatowej dyskusji na temat  bezpieczeństwa  energetyki jądrowej.

Książka Bernardyna ma głęboko   przemyślany i logiczny układ. W Prologu  Autor pokazuje serce Japonii – jej stolicę na chwilę przed zbliżającym się trzęsieniem  ziemi i w jego trakcie. Japonia leży w takiej części kuli ziemskiej, gdzie ziemia drży i trzęsie się niemal co dnia, toteż I część książki jest jakby socjologiczną analizą tego, jak Japończycy radzą sobie z takimi sytuacjami.

Skutkiem trzęsienia, które nawiedziło wyspę Honsiu w 2011 roku, było tsunami i o nim taktuje  kolejny rozdział książki.   Najobszerniejszą  jej część  stanowi jednak  obraz tego, co wydarzyło się  chwilę potem.  Potężna fala tsunami uszkodziła reaktor, a Japończycy i ludzie na całym świecie  wstrzymali z przerażenia oddech.

Recenzja ma swoje wymogi formalne. Zasadniczo winna  być  krótka. Jej zadaniem jest  zachęcić czytelnika do samodzielnej lektury. Z uwagi jednak na wagę i doniosłość spraw, o których pozycja Piotra Bernardyna traktuje, pozwalam sobie  odstąpić od formy klasycznej recenzji i poświęcić jej  (książce) nieco więcej uwagi.  Taka decyzja ma swoje głębokie, jak mniemam, uzasadnienie; chcę wierzyć, że głębsze – za Autorem – wejście w szczegóły, pokaże Czytelnikowi, iż nie można przejść obojętnie wobec tego, co wydarzyło się  w Japonii, że w obliczu stałej ogólnoświatowej tendencji i lobbowania na rzecz  budowy kolejnych elektrowni atomowych, każdy obywatel  świata musi  wyrobić sobie zdanie  zanim powie TAK. Lub NIE.

Japonia jako jedyny kraj na świecie ucierpiała od  bomby atomowej. Jak to więc  możliwe – zastanawia się Bernardyn  - że kraj z taką traumą  po Hiroszimie postawił ponad 50 reaktorów?! ( i dodaje, że  więcej mają tylko   USA i Francja!).  I odpowiada słowami Haruki Murakamiego, najbardziej dziś znanego japońskiego pisarza:  „Bo bardziej niż bezpieczeństwo ludzi liczył się zysk”.

Po II wojnie światowej miernikiem sukcesu  uczyniono  wskaźnik wzrostu gospodarczego, w konsekwencji pogoń  za zyskiem  stworzyła nowy model rzeczywistości, a odwieczne  normy moralne zastąpione zostały  coraz większą chciwością wielkich korporacji.

11 marca 2011 roku zatrzęsła się  japońska , potem, jak wiadomo,  nastąpiła fala tsunami, w wyniku której doszło do awarii.

I teraz zaczyna się  najważniejsza i najbardziej porażająca  część książki, w której Autor  demaskuje podpierając się cały czas rzetelnymi danymi, że  do eksplozji w budynku jednego z reaktorów, w wyniku której środowisko zostało  skażone substancjami radioaktywnymi, nie doszło  na skutek zbyt wysokiej fali tsunami, lecz w wyniku ludzkiej arogancji, ignorancji  i haniebnych zaniedbań .

TEPCO - to prywatna japońska firma -  właściciel 17 reaktorów jądrowych, która jest największym w Japonii i czwartym na świecie  operatorem energii.  W ścisłej „współpracy”  z niewydolnymi i skorumpowanymi politykami oraz naukowcami  przez lata TEPCO budowało  iluzoryczny i całkowicie bezzasadny mit bezpieczeństwa (anzen shinwa).  Tłumaczono ludziomże energia jądrowa  w Japonii jest absolutnie bezpieczna i… tania. By mit ten podtrzymywać,  cięto systematycznie koszty, pogarszając warunki pracy ludzi, śrubowano normy,  nie inwestowano, zatem sprzęt był coraz starszy, coraz bardziej zużyty, zawodny.Bernardyn ujawnia, że już w 2002 roku, na 9 lat przed tragedią z 11 marca TEPCO rutynowo fałszowało  raporty bezpieczeństwa, ukrywając mniejsze i większe usterki. 

Dwa lata później, w 2004 roku – kolejne dowody  fałszowania dokumentacji, uchybień, korupcji i niebezpiecznego obniżania  wymogów bezpieczeństwa.  Tym razem dyrekcja TEPCO podała się do dymisji, by szybko powrócić w charakterze… doradców!

I jeszcze jeden przerażający dowód ujawniony przez Bernardyna; gdy w 1981 roku stawiano elektrownię  w Niigacie sejsmolodzy i geolodzy twierdzili,  że w pobliżu biegnie  wprawdzie linia uskoku tektonicznego o dł. 7 km, jest jednak  nieaktywna czyli nie zagraża  konstrukcji reaktora. W 2003 roku było już wiadomo, że uskok  liczy 20 km długości i JEST AKTYWNY! TEPCO nikogo jednak o tym nie poinformowało.

Działalność  TEPCO nie byłaby możliwa bez korupcyjnych powiązań   ze światem polityki, biurokracji, biznesu, nauki i mediów. Bernardyn pisze, że gdy po katastrofie   wymuszona została decyzja  o reformie energetyki jądrowej, trudno było  znaleźć  eksperta, który nigdy  nie brał pieniędzy od firm energetycznych!!! Ale winą naukowców jest nie tylko przekupność  i sprzedajność czy konformizm. Bernardyn pisze, że  ważną  rolę odegrało także  zatracenie się w swej specjalizacji, czego konsekwencją  stało się oderwanie od  reszty społeczeństwa, niemyślenie o jego dobru. „Zdolność rozumienia skomplikowanych  nawet procesów technologicznych nie musi iść w parze z cnotami charakteru, a wybitny  fizyk jądrowy czy chemik może moralnie błądzić” – czytamy.

Nie mniej gorzkie  słowa  padają pod adresem  mediów, które przez lata nie dopuszczały  do głosu jakiejkolwiek krytyki energetyki jądrowej.

Nie inaczej działali politycy.  W departamencie energii  METI istniał  specjalny fundusz umożliwiający „podjęcie kontroli”, czyli ośmieszania, blokowania  naukowych karier i awansu tym z naukowców, którzy chcieli ukazać prawdę.  W książce pada nawet nazwa  yakuzy,  japońskiej mafii, która była w ów proceder zamieszana ( zastraszanie niepokornych naukowców).

Po katastrofie w Czarnobylu zebrano 3,5 miliona  podpisów przeciwników elektrowni  atomowych, ale parlament japoński nigdy nie podjął na ten temat debaty.

Ów świat wzajemnych korupcyjnych powiązań, które nieuchronnie szykowały grunt pod tragedię, która miała nadejść, Bernardyn określa popularnym w Japonii   mianem genshiryoko  mura-  nuklearna wioska. Jej celem było  promowanie za wszelką cenę energetyki jądrowej, co stało się  początkiem szeregu zaniedbań i rażących patologii.

O tym, jak wielka była arogancja szefostwa TEPCO zarządzającego i kontrolującego elektrownię nuklearną w Fukushimie  świadczy  też fakt,  że już po tragedii wywołanej falą tsunami, w wyniku  której uszkodzony został reaktor,  mimo tego że  powołano niezależną komisję śledczą parlamentu Japonii, której zadaniem było zbadanie przyczyn katastrofy,  do społeczeństwa nadal wysyłano dane o skażeniu niedoszacowane i z opóźnieniem. Np. oficjalny komunikat  o stopionych rdzeniach  reaktorów ukazał się po kilku miesiącach, mimo że  wiedziano o tym niemal od początku. 

Raport komisji z długą  listą przewinień i winowajców, którego obszerne  fragmenty Bernardyn  cytuje w ostatniej części książki,  jest druzgocący i nie pozostawia złudzeń,  że to nie  działanie sił natury było przyczyną tragedii, że  zawiódł człowiek.W raporcie parlamentarnej komisji czytamy coś, w co trudno uwierzyć:  „Ani TEPCO, ani rząd  nie były przygotowane na awarię, bo nie wierzyli w poważny wypadek” !

Jak wygląda Japonia dziś, w – dokładnie -  3 lata  po tamtej tragedii? Straty są trudne do wyobrażenia i oszacowania.

Najpierw środowisko; skażonych zostało 8 % terytorium Japonii, tj. ok. 4 tys. km kw.  ziemi.  Suche cyfry, a przecież to była,  JEST ziemia, która od pokoleń żywiła rolników i resztę Japonii.

A sami ludzie?

Mieszkańcy skażonych miejsc wciąż  zmagają się z konsekwencjami awarii i chyba nikt nie ma złudzeń, że sytuacja ta szybko powróci do normy.  Setki tysięcy ludzi musiało opuścić  swe  domostwa. Rozproszeniu uległo wiele rodzin, śmierć   uczyniła  sierotami wiele dzieci. Osierociła też rodziców, po dziś dzień szukających swego potomstwa.

W obliczu próby wiele związków nie przetrwało; oszacowano, że liczba rozwodów wzrosła o 15 %. Mniej czy bardziej trwale porwane zostały więzi rodzinne, sąsiedzkie, a codzienności towarzyszy niemalejący lęk i trauma  milionów Japończyków przed radioaktywnym skażeniem. Tym, którzy uważają, że to wizja przesadzona Bernardyn przytacza dane z 2007 roku. Na skutek trzęsienia ziemi w Niigacie więcej  osób zmarło PO katastrofie niż w jej trakcie, głównie na skutek stresu, chorób i niewygód, zaś liczba samobójstw  zaczęła rosnąć dopiero po 3 latach! A przecież wtedy ludzie  musieli sobie poradzić „tylko”  z trzęsieniem ziemi i pożarem. Teraz doszła jeszcze trauma związana z tsunami, katastrofą jądrową i zniszczonym  przez establishment  poczuciem bezpieczeństwa.

Tyle fakty, z konieczności okrojone i zaprezentowane – za Autorem – w ogromnym skrócie.  Co dalej? Jaki los czeka japońską energetykę jądrową? Europejską? Światową? Czy zwyciężą grupy interesów wciąż bardzo silne, czy myślenie o  bezpieczeństwie naszej planety i przyszłych pokoleń?

Czy wiedzieliście Państwo, czytający ten tekst, że zużyte paliwo ( jako odpad  radioaktywny) musi być przechowywane nawet…100 tysięcy lat?! Lata będą płynęły, nastanie XXII wiek, ale dzisiejsze  odpady będą wciąż na początku procesu utylizacji. I problem kolejny: nie tylko GDZIE je składować, ale czy wolno nam zostawiać takie  wątpliwe  i groźne dziedzictwo  kolejnym pokoleniom? Po japońskiej tragedii w Fukushimie Niemcy i Szwajcaria jednoznacznie powiedzieli atomowi NIE.

Piotr Bernardyn przypomina, że „technika z natury nie jest ani zła, ani dobra; pytanie tylko KTO I JAK  ją stosuje” i deklaruje jasno i jednoznacznie: „ Jestem dziś przeciwnikiem elektrowni  atomowych”. A Ty? A ja? … Wszak my, Polacy stoimy w przededniu DECYZJI.  Jesteś za? Czy przeciw?

(autor: majka em)