czwartek, 31 stycznia 2013

Rozważania o podróżach

Podróże…Każdy z nas inaczej sobie wyobraża jak mają wyglądać. Dla jednych podróże to przemierzanie klimatyzowanym autokarem- za pośrednictwem renomowanego biura podróży- morderczych dystansów, by w ciągu jedenastu dni dojechać na Przylądek Północny i wrócić do domu, a jedyne zdjęcia to te rozmazane, zza szyb.
Dla drugich, jeśli Norwegia czy Skandynawia to tylko z własnym namiotem, który dzięki prawu allemannsretten, zagwarantuje nam bliski kontakt z przyrodą. Jeśli podróże to tylko we własnym tempie, pod własne dyktando.

Czy miłośników tych skrajnie odmiennych form podróżowania coś łączy? Zapewne samo pragnienie podróżowania. W pozostałych kwestiach motywacji jest tyle ile ludzi w drodze.

Pisząc o podróżach postanowiliśmy potraktować temat niekonwencjonalnie i przewrotnie, skupiając się na różnorodności wrażeń jakie niesie ze sobą „przemierzanie drogi do jakiegoś odległego celu”- jak definiuje podróż- słownik języka polskiego.
Słowem, które najczęściej łączy się z podróżami jest ciekawość. Ciekawość innych kultur, miejsc, ludzi- której nigdy nie można zaspokoić do końca, dzięki czemu ciągle gna nas w kolejne interesujące miejsca.
Nie możemy myśleć o podróżach, nie czując dreszczy emocji związanych z poczuciem wolności. Bo czy z dala od domu, trochę anonimowi, wolni od rutyny i codziennych obowiązków, stojący nad klifami, u zbocza szczytów, w oczekiwaniu na wybuch gejzeru, rozcierający łzy wzruszenia po policzku, w trakcie lotu widokowego nad lodowcem, nie dotykami istoty wolności?
Czy podróż to nie także ciągła gotowość na niespodzianki (nie zawsze przyjemne)? To walka z korporacyjnymi przyzwyczajeniami do schematów i przewidywalnej powtarzalności. Mimo, że planujemy trasę i mamy wyobrażenie co chcemy zobaczyć, robić, nie raz stajemy bezradni wobec zaskakującego oporu materii.

Podróż to jakby codzienny egzamin z zaradności i spontaniczności, z umiejętności bycia tylko ze sobą ale i z drugim człowiekiem, jak na przykład podczas podróży autostopem- gdy po raz n-ty tego dnia musimy odpowiadać na pytania skąd jesteśmy, dokąd jedziemy i po co.
To także doskonały czas na spotkania z ciekawymi, często skłonnymi bezinteresownie nam pomóc, ludźmi.

To okazja by poćwiczyć umiar zanim podróż się rozpocznie- bo rozsądne a często oszczędne gospodarowanie pieniędzmi pozwala zrealizować tak kosztowne eskapady jak na przykład do Nowej Zelandii. Ale także umiar w trakcie pakowania plecaka, który potem będzie nam się wżynał w ramiona, to okazja na poszukanie odpowiedzi, na pytanie czy wszystko, czym się otaczamy w naszym codziennym życiu, a czego nie możemy zapakować do plecaka, jest nam niezbędne czy umiemy bez tego żyć.

Czy w końcu podróżowanie to nie czas na kolekcjonowanie wspomnień, smaków (bo czyż crème brûlée czy croissant’y mogą smakować tak wspaniale gdziekolwiek na ziemi, poza paryskimi piekarenkami i kawiarenkami o poranku) stopklatek na naszych cyfrowych aparatach oraz małych i nie tylko pamiątek, które jeszcze długo po powrocie do domu będą nas podnosić na duchu, rozczulać, cieszyć w trakcie oczekiwania na kolejną podróż.

Podróże dla nas to także odwaga marzenia o rzeczach z pozoru niemożliwych, to dyscyplina w dążeniu do celu na przekór drożyźnie, szarzyźnie, a czasem zmęczeniu.
To także szansa na to, by inspirować innych do śmiałych marzeń i odważnej ich realizacji.

Nieodłącznymi elementami podróżowania są czasem rozczarowania, choroby, zmęczenie, brak środków, by pozwolić sobie na wszystko, na co mamy ochotę. Ale one są jak krótkie mrugnięcie oka wobec wrażeń i emocji, jakie w nas zostają na długo po powrocie a czasem na zawsze.

Dla każdego jego własne podróże są ważne i jedyne w swoim rodzaju, nie warto ich oceniać przez pryzmat kierunku, ceny czy formy wyjazdu- a jedynie przez sumę szczęśliwych momentów, które nas czynią spełnionymi.

A jak odpowiedzieć na pytanie o najlepszy kierunek na wakacyjną podróż?
To chyba ten w głąb siebie- to najbardziej fascynująca i wzbogacająca podróż w jaką możemy ruszyć. A więc.. cała naprzód ku nowej przygodzie…


wtorek, 29 stycznia 2013

Goniądz

W oczekiwaniu na wiosnę wspominamy kolejne urocze, oddalone od głównych szlaków, miejsce- Goniądz : )
A jak Goniądz, to KONIECZNIE kartacze Pani Ani : )












niedziela, 27 stycznia 2013

DROGA

Droga… Droga ma dla nas tyle znaczeń, ile jej definicji w słowniku. Na pewno kojarzy nam się z uczuciem wolności i tym charakterystycznym dreszczykiem emocji, który towarzyszy nam zawsze, kiedy tylko postanawiamy oddalić się od naszego domu w poszukiwaniu przygód- nieodłącznie związanych z podróżą. Najczęściej jest to dość złożony proces- od pierwszego pomysłu na kierunek, w którym będziemy się poruszać, przez mozolne przedzieranie się przez etap przygotowań, planów, odkładanie pieniędzy i- ekscytujące, mimo wszystko czynności- które prowadzą do celu. Charakterystyczne jest to, że droga ta nigdy się nie kończy, bo nawet jeśli uda się zrealizować „podróż życia”, chwilę potem pojawia się pokusa, że można jeszcze więcej, jeszcze dalej.
Droga to także dystans jaki dzieli nas od momentu startu samolotu do jego wylądowania. Dla tych, którzy latać nie lubią to czas nerwowego wsłuchiwania się w odgłosy silnika i nieustającego ścisku żołądka podczas najlżejszych turbulencji. Nigdy chyba nie zapomnimy wznoszenia się w powietrze podczas fatalnej pogody, przy dźwiękach apokalipsy, jaką zgotowały nam błyskawice i grzmoty, kiedy wylatywaliśmy do Hiszpanii parę lat wstecz. Podróże lotnicze, pomimo, że skracają czas, niezbędny do przemierzenia drogi, bywają wycieńczające i niełatwe, gdy na przykład przyjdzie nam spędzić ponad dobę w samolocie, podczas podróży na drugi koniec świata.
I mimo że równie dobrze pamięta się to co złe, warto spróbować i przełamać się, na przekór pewnym niedogodnościom, by realizować marzenia.
Przełamać również swoje bariery, bo będąc w drodze nie zawsze mamy pod ręką to na co akurat mielibyśmy ochotę. Wszystko czego potrzebujemy, znajdując się czasem w zupełnie innej- często niemal kosmicznej dla nas rzeczywistości- musimy sobie wywalczyć. Nam zdarzyła się taka sytuacja w samym centrum dużego, europejskiego miasta. Sztokholm, środek dnia, wokół mnóstwo ludzi i… jednocześnie nikogo, kto chciałby pomóc, wskazać miejsce na nocleg dla dwojga objuczonych plecakami, potwornie zmęczonych osób. Taksówkarz, by tylko zarobić, chce nas wywieźć do jakiejś obskurnej nory, a pracownik informacji turystycznej- daleko za miasto. Na szczęście istnieje też coś, co fizyka nazywa magnetyzmem drogi- to pewnie równie skomplikowane jak nasza droga przez labirynt miasta, ale nie poddajemy się i docieramy w końcu do urokliwego hostelu, pośrodku starówki.
„Pochodna drogi po czasie nazywa się prędkością”. Cóż… Prędkość, z jaką dotarliśmy do celu, w wyżej opisanym przypadku nie była może oszałamiająca, ale udało się.
Udało nam się również przejść- a nawet pokonać międzynarodowe towarzystwo- forsowną trasę Tongariro Alpine Crossing, w Nowej Zelandii, choć wiązało się to dla nas z ogromnym wysiłkiem i poświęceniem- które też są nieodłącznie wpisane w definicję drogi. Ale nie ulega najmniejszej wątpliwości to, że poświęcenie prawie zawsze zostaje nagrodzone oddechem. Dlatego tak chętnie ryzykujemy, wyrzekamy się codziennych przyjemności- żeby móc później odebrać sobie z olbrzymią nawiązką to, na co zapracowaliśmy: odrobinę spełnienia i energię.
Ale te uczucia można również odnaleźć podczas jednodniowego, krótkiego wypadu, zupełnie niedaleko-  który także ładuje akumulatory na bardzo długo.
  Droga wiąże się dla nas również, z niesamowitą ilością nowości, które czekają w prawie każdym odwiedzanym miejscu. Nowe sytuacje, inna kultura, ludzie- których czasem łatwiej zrozumieć, mimo wielu barier, a czasem wręcz odwrotnie. Zaskakujące spotkania, drobne, miłe gesty, wizyty w sklepach muzycznych, które mają czasem katalog nie pozwalający wrócić do rzeczywistości przez parę godzin- równocześnie skutecznie uszczuplając nasz budżet.
DROGA jest momentami… bardzo droga. Miejsca ze wspaniałym, zniewalającym jedzeniem, którego smaku nie da się odnaleźć nigdzie indziej. Pamiątki, które wywołują wspomnienia i pozwalają odpłynąć w trudnych chwilach. To wszystko również jest DROGĄ.
By wyruszyć w drogę, często wcześniej musi się w nas dokonać wewnętrzna przemiana, która zaowocuje pragnieniem podążania w nieznane. Przemiana ku odwadze, ciekawości, zgodzie na niewiadomą, samotność a czasem i smutek, którymi bywa wybrukowana nasza droga…
         Jeśli życie jest drogą- czasem krętą, zatrzymującą w miejscu na dłużej, ale dającą magiczne chwile- na które wystarczy być uważnym- to może droga jest po prostu całym życiem?


czwartek, 24 stycznia 2013

Tatarskim szlakiem

Mieliście okazję przemierzyć/ popedałować Tatarskim Szlakiem? 
Nasze wspomnienia wciąż wracają do Kruszynian...
POLECAMY : )
















czwartek, 17 stycznia 2013

Szkatułka pełna Sahelu


„To zastanawiające. Myśl o nich może pojawić się, kiedy budzę się rano, kiedy się ubieram, jem, jadę do pracy. Przychodzi zazwyczaj dość niespodziewanie, zakłócając trochę porządek mojego środkowoeuropejskiego dnia. Dlaczego tak jest? Dlaczego Dogoni, Bozo, Tuaregowie weszli na trwałe do mojego życia? Co sprawiło, że stali się częścią mojej duszy? Przecież tylko ich odwiedziłem,  przyjrzałem się temu, co robią. Czy ta wizyta musiała tak głęboko we mnie pozostać, tak mocno się zakorzenić?
Kapuściński miał rację, podróż nie kończy się nigdy. Ona idzie z człowiek przez życie, nawet kiedy podróżujący już dawno powrócił do miejsca, z którego wyruszył.  Jeśli podróży jest wiele, każda z nich tworzy osobnych zbiór wspomnień.  Wystarczy go tylko otworzyć- jak folder w komputerze, czy pudełko lub szufladę w przypadku nieprzekonanych do elektroniki. Niemal natychmiast zaczniemy wspominać. Błyskawicznie pojawią się obrazy, dźwięki, zapachy, przypomną się twarze, rozmowy i emocje. Zastygniemy w bezruchu. Z radością zaczniemy przeżywać wszystko raz jeszcze, nawet jeśli te przeżycia zaprowadza nas do Sahelu- ziemi płowo- burej i spalonej słońcem. Ta podróż, jak wiele innych, pozostawiła we mnie szkatułkę pełną wspomnień. Co mam z nią zrobić- nosić dumnie pod pachą? Postawić na półce? A może otworzyć? Może pozwolić, by wszystko co jest w niej nagromadzone, wydostało się na zewnątrz, uleciało, dotarło do innych?”. (str.347)

Szkatułkę tę, autor otwiera przed nami niespiesznie. Jego podróż nie jest powierzchownym zaliczaniem kolejnych punktów na mapie Czarnego Lądu.
W odwiedzanych miejscach, każdorazowo podejmuje próbę wniknięcia jak najgłębiej w lokalną historię, zwyczaje, unika utartych szlaków i zorganizowanej turystyki. Podejmuje próby rozmów o sprawach ważnych i trudnych (jak choćby temat obrzezania, AIDS, uprzedmiotawiania kobiet). Niemal czterysta stron afrykańskiej mozaiki nasyconej różnorodnymi kolorami, zapachami, upałem i chłodem, zatłoczonej i głośnej, tak innej od Europy. Mozaiki, która uwodzi i zaskakuje przybysza z daleka.
Książka może momentami przytłaczać, gdyż brak jej lekkości- charakterystycznej dla literatury podróżniczej, ale czytana na raty lub w dowolnie otwartym momencie, zaspokoi pragnienie (wiedzy), nie powodując przesytu, a plastyczne opisy, wzbogaca niezliczona ilość pięknych fotografii.
Książkę zdecydowanie polecam wszystkim miłośnikom Afryki- których nie rozczaruje to rzetelne kompendium wiedzy o Sahelu- jak i tym, którzy o Afryce nie wiedzą nic.



czwartek, 10 stycznia 2013

Rowerem pisane- Tom I


Tym razem polecamy książkę naszego znajomego Adama Wiśniewskiego : )

Noworoczna okazja zakupienia ostatnich egzemplarzy pierwszego tomu Rowerem Pisane 

Opowieść o rowerowej podróży po krainie gdzie fatalne drogi nie ułatwiają jazdy, bagna, rzeki i piach, jest tak katorga, a podjazdy, upał i nocny chłód, przypominają że gdzieś daleko jest dom. Mongolia to kraj, w którym każdy odkrywa samego siebie. Zmaga się z przeciwnościami, naturą i swoimi słabościami. To miejsce w które zapuszczają się nieliczni, a już szczególnie nie rowerowo. 

Zamówieni na książkę, można wysyłać na adres kontakt@rowerempisane.pl 
Cena, to 30zł, wraz z wysyłką.






środa, 9 stycznia 2013

Sylwester.... 2013 : )!

Pytanie lekko po czasie, ALE... czy mieliście udanego Sylwestra? : )
Poniżej świetny pomysł, jak sprawić, by tegoroczny był WYJĄTKOWY : ) 
Do przygotowania swojego słoja zainspirował nas Praktyczny Idealista
mt

wtorek, 8 stycznia 2013

„Kulisy Kulinarnej Akademii”


Ktokolwiek zjadł dzisiaj zupkę chińską, popił drożdżówkę coca colą- zamiast porządnego obiadu i zabrał się za „Kulisy Kulinarnej Akademii” Marka Brzezińskiego, będzie zawstydzony!
Czy w takim razie książkę powinno się czytać na czczo, gdyż każda jej strona zaostrzy nam apetyt na coś smakowitego?
Być możeJ!

„17 grudnia 2009 r., po 21 latach profesury w amerykańskiej uczelni w Paryżu, poprowadziłem mój ostatni na niej wykład.(…) Los tak chciał, że następnego dnia, 18 grudnia, przypadł mi honor po 21 latach mojej pracy w polskiej redakcji Radia France Internationale, zakończyć 80-letnią obecność języka polskiego na falach tej rozgłośni. Popłynęła w eter ostatnia audycja po polsku. (…) Dzień po dniu skończyły się sprawy, które przez dwadzieścia jeden lat stanowiły główny nurt mojego życia zawodowego nad Sekwaną. To był znak, że czas zacząć myśleć o rozpoczęciu czegoś nowego, mimo że do emerytury było bliżej niż dalej. Co robić?”.

To moment, w którym niejedna opowieść mogłaby się zakończyć. Na szczęście w przypadku Marka Brzezińskiego, dopiero się zaczyna- smakowitym zwrotem akcji.
Autor zapisuje się do Le Cordon Bleu. 

Le Cordon Bleu to jedna z najważniejszych światowych świątyń gotowania - założona w 1895 roku, obecna w piętnastu krajach świata, kształcąca 18 tysięcy studentów rocznie. Dla Marka Brzezińskiego stała się szkołą francuskiego życia kulinarnego oraz inspiracją do podróży przez smaki i smaczki Francji”.

W siedemnastu rozdziałach towarzyszymy autorowi podczas wzlotów i upadków- w trakcie nauki, w kulinarnej świątyni. Wszystko opisane smakowicie i barwnie, pobudza nie tylko wyobraźnię, ale także ślinianki.

Lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy kochają Francję i są zdania, że gotowanie oraz jedzenie, to sztuka o wiele wyższa, niż sztuka przetrwania. Dla tych, którzy po cichu i coraz śmielej marzą o udziale w kulinarnym show. Odważni mogą też spróbować swoich sił, przygotowując potrawy z przepisów zawartych w książce.

„To, co mnie tam spotkało, przerosło moje wyobrażenia. Kulinarna świątynia - a w jej wnętrzu reżim jak w oddziale pułku specjalnego piechoty morskiej. Świat, z którego istnienia trudno było sobie zdać sprawę - świat musztry i rozkoszy podniebienia. Odkrywałem to z oczyma otwartymi ze zdumienia. Po ponad pół wieku obcowania ze sobą odkrywałem też siebie. To chyba było w tej całej przygodzie najbardziej zaskakujące”.







sobota, 5 stycznia 2013

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy : )

Zastanawiasz się jak nietuzinkowo wesprzeć WOŚP?
Kup Zestaw pamiątek podróżniczych Mumags Travellers na aukcji na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, którą po raz drugi współorganizujemy z Planetą Faceta : )
PRZEJDŹ DO AUKCJI
pozdrawiamy
mt



czwartek, 3 stycznia 2013

"Podróże małe i duże"


Dobra wiadomość dla wszystkich, którzy nie zdążyli kupić naszej książki „Podróże małei duże” przed Świętami, a teraz myślą, że cały nakład wyprzedany lub wstydzą się zapytaćJ
Zostało nam jeszcze parę egzemplarzyJ

W cenie 30zł: książka, płyta CD ze zdjęciami i bonusami, niepublikowane dzienniki z Islandii, Szwecji, przesyłka i … NIESPODZIANKIJ

Zamówienia można składać pod mailem:
podroze.male.i.duze@wp.pl


środa, 2 stycznia 2013

„Olo na Atlantyku. Kajakiem przez ocean”


Ta książka od początku budziła moją sporą ciekawość. Postać Aleksandra Doby pojawiała się niejednokrotnie w czasopismach podróżniczych, a opis jego niesamowitej wyprawy budził podziw i uznanie. Bo czyż może być inaczej, skoro:

„Transatlantycka Wyprawa kajakowa to 3200km pokonanej odległości, prawie 5400 przewiosłowanych kilometrów i niemal 100 dób na oceanie, ale przede wszystkim pierwsze w historii przepłynięcie Atlantyku między kontynentami przez samotnego kajakarza. To osiągnięcie, które wymagało od autora niesamowitego wprost optymizmu, hartu ducha i wytrwałości w zmaganiach zarówno z obiektywnymi trudnościami, jak i ze słabościami własnego ciała. Wyczyn jedyny w swoim rodzaju, dokonanie, które z pewnością nieprędko zostanie przez kogoś powtórzone”.

Po takiej zapowiedzi ruszyłam w rejs, spodziewając się wyjątkowych wrażeń.
Jednak po prawie trzystu stronach kajakowej odysei mam sporą trudność, jak ocenić tę książkę.

Nie podlega dyskusji wyjątkowość całego przedsięwzięcia i niebywała osobowość autora.

Jeśli ktoś jest kompletnym laikiem, to szczegółowe dzienniki prowadzone z ogromną rzetelnością i niezliczoną ilością danych technicznych, mogą dać mu namacalne poczucie udziału w wyprawie. Jednak granica- między dostarczeniem ciekawych, rzeczowych informacji- a zanudzeniem czytelnika, jest bardzo cienka.
To książkowa wersja dziennika- prowadzonego co dzień- by utrwalić wszystkie fakty z inżynierską skrupulatnością, ale także- mam wrażenie- by zapełnić czas i oswoić samotność. Jeśli ktoś czeka na zapierające dech w piersiach opisy niecodziennych zdarzeń i przeżyć, to po paru stronach będzie wiedział, czego spodziewać się na kolejnych. To co mogło budzić ciekawość w skróconej formie artykułu, po kilkudziesięciu stronach może zacząć nudzić, chyba że... książką delektuje się miłośnik kajakarstwa i wilk morski w jednej osobie.

Osobiście zaskoczyła mnie forma, w jakiej książka została wydana. Z początku brak zdjęć tłumaczyłam sobie brakiem sprzętu fotograficznego, podczas wyprawy, ale te autor posiadał. Niejednokrotnie opisuje wykonane zdjęcia, tych jednak na próżno szukać w książce. Szkoda, ponieważ  seria Szlak ludzi ciekawych przyzwyczaiła nas do pięknych wydawnictw, bogato okraszonych zdjęciami i ciekawą grafiką.

Jeśli na chwilę pominąć estetykę wydawnictwa, brak literackiej swobody oraz monotonię z jaką autor opisuje swoją codzienność, to ogromne wrażenie robi wiek i przedsięwzięcie jakiego podjął się Aleksander Doba.
Ta książka pokazuje, że literatura podróżnicza- a ściślej rzecz ujmując- samo podróżowanie, to nie tylko domena ludzi młodych i że tak naprawdę nie ma żadnych ograniczeń, poza naszym nastawieniem do świata.

Czy polecam tę książkę? Każdemu wilkowi morskiemu, który marzy o dalekich wodnych wojażach oraz młodym, szukającym inspiracji adeptom podróży morskich.