środa, 2 stycznia 2013

„Olo na Atlantyku. Kajakiem przez ocean”


Ta książka od początku budziła moją sporą ciekawość. Postać Aleksandra Doby pojawiała się niejednokrotnie w czasopismach podróżniczych, a opis jego niesamowitej wyprawy budził podziw i uznanie. Bo czyż może być inaczej, skoro:

„Transatlantycka Wyprawa kajakowa to 3200km pokonanej odległości, prawie 5400 przewiosłowanych kilometrów i niemal 100 dób na oceanie, ale przede wszystkim pierwsze w historii przepłynięcie Atlantyku między kontynentami przez samotnego kajakarza. To osiągnięcie, które wymagało od autora niesamowitego wprost optymizmu, hartu ducha i wytrwałości w zmaganiach zarówno z obiektywnymi trudnościami, jak i ze słabościami własnego ciała. Wyczyn jedyny w swoim rodzaju, dokonanie, które z pewnością nieprędko zostanie przez kogoś powtórzone”.

Po takiej zapowiedzi ruszyłam w rejs, spodziewając się wyjątkowych wrażeń.
Jednak po prawie trzystu stronach kajakowej odysei mam sporą trudność, jak ocenić tę książkę.

Nie podlega dyskusji wyjątkowość całego przedsięwzięcia i niebywała osobowość autora.

Jeśli ktoś jest kompletnym laikiem, to szczegółowe dzienniki prowadzone z ogromną rzetelnością i niezliczoną ilością danych technicznych, mogą dać mu namacalne poczucie udziału w wyprawie. Jednak granica- między dostarczeniem ciekawych, rzeczowych informacji- a zanudzeniem czytelnika, jest bardzo cienka.
To książkowa wersja dziennika- prowadzonego co dzień- by utrwalić wszystkie fakty z inżynierską skrupulatnością, ale także- mam wrażenie- by zapełnić czas i oswoić samotność. Jeśli ktoś czeka na zapierające dech w piersiach opisy niecodziennych zdarzeń i przeżyć, to po paru stronach będzie wiedział, czego spodziewać się na kolejnych. To co mogło budzić ciekawość w skróconej formie artykułu, po kilkudziesięciu stronach może zacząć nudzić, chyba że... książką delektuje się miłośnik kajakarstwa i wilk morski w jednej osobie.

Osobiście zaskoczyła mnie forma, w jakiej książka została wydana. Z początku brak zdjęć tłumaczyłam sobie brakiem sprzętu fotograficznego, podczas wyprawy, ale te autor posiadał. Niejednokrotnie opisuje wykonane zdjęcia, tych jednak na próżno szukać w książce. Szkoda, ponieważ  seria Szlak ludzi ciekawych przyzwyczaiła nas do pięknych wydawnictw, bogato okraszonych zdjęciami i ciekawą grafiką.

Jeśli na chwilę pominąć estetykę wydawnictwa, brak literackiej swobody oraz monotonię z jaką autor opisuje swoją codzienność, to ogromne wrażenie robi wiek i przedsięwzięcie jakiego podjął się Aleksander Doba.
Ta książka pokazuje, że literatura podróżnicza- a ściślej rzecz ujmując- samo podróżowanie, to nie tylko domena ludzi młodych i że tak naprawdę nie ma żadnych ograniczeń, poza naszym nastawieniem do świata.

Czy polecam tę książkę? Każdemu wilkowi morskiemu, który marzy o dalekich wodnych wojażach oraz młodym, szukającym inspiracji adeptom podróży morskich.



1 komentarz:

  1. Właśnie zaczynam lekturę, zdobyłam ją na Targach Turystycznych i autograf autora :)) Szkoda, że nie ma zdjęć i druk jest miniaturowy, nie mniej jednak treści jestem bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń