niedziela, 8 lipca 2012

„PODRĘCZNIK PRZYGODY ROWEROWEJ”

Moja przygoda z rowerem, zaczęła się ponad ćwierć wieku temu, gdy rowery nosiły sympatyczne imiona: Reksio, Wigry czy Pelikan.
Po opanowaniu jazdy bez dodatkowych bocznych kół, przez długie lata nic się nie działo. Aż do czasu, gdy rower okazał się najtańszą formą transportu dla pracującej nielegalnie- jako Au pair- emigrantki w Irlandii. Przez cały rok- bez względu na pogodę- pokonywałam kilometry dzielące malutkie Blackrock od Dublina, na dwóch kółkach.
Po kolejnych dziesięciu- „bezrowerowych”- latach, stałam się właścicielką GIANTA. Olbrzym, o parę rozmiarów za duży, przypomniał mi jak potrafią boleć zakwasy i jak przyjemnie rozwiewa włosy wiatr, w pochmurne dni na rowerze.
Motywacji, by zaprzyjaźnić się z mało wygodnym męskim rowerem nabrałam po lekturze „Tysiąca szklanek herbaty” oraz wcześniejszej książki Robba Maciąga o wyprawie rowerowej do Indii. I z tak prozaicznego powodu, jak kiełkujące w naszych głowach marzenie, by pojechać na rowerach w świat.
Gdy internet obiegła wiadomość, że niebawem ukaże się „PODRĘCZNIK PRZYGODY ROWEROWEJ” autorstwa Ani i Robba Maciągów oraz ich rowerowych Przyjaciół, byłam zachwycona.
Do tej pory całe moje pedałowanie było amatorskie, wiedza o rowerze żadna, a poczucie, że cudownie byłoby porzucić codzienność na rzecz wyprawy życia, coraz silniejsze!

Książka w końcu do nas dotarła!
Sześć rozdziałów: Opowieści z drogi, Trasy, Sprzęt, Zanim wyruszysz, W drodze, Wyzwania- obiecywały sporo rzetelniej wiedzy podczas lektury.

„Opowieści z drogi” sprawią, że będziecie śnić o opisywanych krajobrazach przez kolejne dni. Zaczniecie wierzyć- że można to zrobić- i powoli nabierać wiedzy- jak to zrobić. Każda relacja kończy się praktycznymi wskazówkami o trasie, wymaganej kondycji, typie roweru i innych. To doskonały pomysł, by w jednej książce zaprezentować tak różne krajobrazy oraz filozofię i styl podróży rowerowych. Z wietrznej Islandii możemy po paru stronach wyruszyć na Saharę, Madagaskar lub całkiem niedaleko, bo w rodzime strony.

Drugi rozdział należy czytać gdy nasz entuzjazm sprawia, że nogi rwą się do pedałów, a dłonie zaciskają na obręczy fotela, niczym na kierownicy. Autorzy proponują nam zaledwie kilka z miliona możliwych tras rowerowych, nadal nie szczędząc praktycznych wskazówek.

Niebywałym urokiem książki jest sposób w jaki została napisana. Ilekroć mówiliśmy- teraz już tego nie robimy, a przynajmniej niezbyt często- komuś, że marzymy o podróży rowerowej w świat, wszyscy patrzyli na nas z politowaniem, powątpiewaniem, dając nam do zrozumienia, że rower nie jest dla każdego i że trzeba być prawdziwym twardzielem, by na rowerze jeździć. Każda kolejna strona podręcznika przeczy tej tezie całkowicie. Nie ma tu nic o mistrzowskiej kondycji i rowerach za parędziesiąt tysięcy. Każdy akapit jest afirmacją odwagi i radości z podjętego wyzwania, w którym najważniejszy jest pierwszy, entuzjastyczny krok.

O ile przez pierwsze dwa rozdziały przemknęłam gładko i z przyjemnością, o tyle rozdział pt: „Sprzęt”, sprawił mi pewne trudności. Z jednej strony cieszyłam się, że zaczynam rozkładać na czynniki pierwsze mój rower, z drugiej powróciło poczucie, że rower nie jest dla wszystkich. Amortyzatory, widelce, sztyce- zaczęło mi się kręcić w głowie, w dodatku w kółko. Ale mimo wszystko, po uważnej lekturze tej części Podręcznika, będzie nam łatwiej wybrać właściwe elementy wyposażenia, które zniosą wymagające warunki oraz brak fachowego warsztatu rowerowego w każdym miejscu na ziemi!

Kiedy zaczęłam tracić wiarę w to, że jednak możemy to zrobić, na stronie 202 podrozdział: „Rower ze sklepu czy składany samodzielnie”, który wprawił mnie w doskonałe samopoczucie i dziecięcą ufność, że się uda. A już zdjęcie roweru na sąsiedniej stronie, po prostu mnie rozczuliło. Nie powiem jakie to zdjęcie, zachęcam do lektury!
W każdym razie szkół jest wiele. A proces- w trakcie którego dojdziemy do całkowitej wiedzy jaki rower chcemy mieć- długi i bolesny dla naszych czterech liter, pleców, nadgarstków i innych części ciała.
Czy bez tej wiedzy powinniśmy zrezygnować z bardziej lub mniej śmiałych podróży? Absolutnie nie, natomiast druga połowa książki nie pozwoli nam wsiąść na rower na tzw. wariata. Kolejna porcja praktycznych porad- dotyczących zdrowia, towarzystwa, i podstawowych zasad bezpieczeństwa- będzie niczym ojcowska tyrada przed pierwszym wypadem pod namiot.

Czy warto przeczytać książkę?
WARTO, jeśli jest się laikiem i w skrytości ducha marzą nam się dalekie wyprawy rowerowe. Albo bardziej śmiałe od tych odbytych dotychczas. Książka napisana z humorem i bogata w ilustracje, sprawi nam sporo radości i zainspiruje do śmiałych marzeń!

A więc czytelniku i czytelniczko! Kup książkę, a następnie rower ! Nie wyobrażaj sobie, że w nim siedzi diabeł, nie lękaj się trudów początkowej nauki, nie lekceważ go jako zabawkę, ale naucz się jeździć i wyjeżdżaj jak najczęściej i najdalej za miasto. W krótkim czasie zgrubieją ci muskuły, odzyskasz sen, apetyt i dobry humor. Staniesz się człowiekiem zdrowym, dzielnym i… podziękujesz niżej podpisanemu, że cię tak gorliwie zachęcał.

Bolesław Prus, „Kurier Codzienny”, Warszawa, 1891
„PODRĘCZNIK PRZYGODY ROWEROWEJ”, Ania i Robert Robb Maciąg,Wydawnictwo Bezdroża.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz