poniedziałek, 9 czerwca 2014

Zjadłem Marco Polo. Kirgistan, Tadżykistan, Afganistan, Chiny

Jak sklasyfikować Krzysztofa Samborskiego, autora podróżniczej książki „Zjadłem Marco Polo”? On sam o sobie mówi, że nie czuje się podróżnikiem, ale nie jest też turystą i zaraz dodaje , że jest typem szwendacza – obieżyświata, którego zachwyca Azja środkowa. Jeździ tam zresztą od 20 lat i choć poznał niemal wszystkie drogi ( w tamtejszych realiach termin mocno naciągany!) wiodące przez odludne i bezludne tereny, wciąż szuka dróg nowych, „nieprzejechanych, najlepiej nieistniejących na mapie”.
Zjadłem Marco Polo” to zwięzły zapis samochodowo – motocyklowego wypadu do Kirgistanu, Tadżykistanu, Chin i Afganistanu. Samborski udowadnia, że dla smakowania urody świata nie potrzeba „wypasionych” aut i zestawu waliz! Jedzie trzynastoletnią półciężarówką Iveco , z której przesiada się na równie wiekowy motocykl pieszczotliwie zwany babcią. W bagażach ma niezbędne części zapasowe i wszystkiego po trzy: 3 pary skarpetek, tyleż samo kompletów bielizny, butów i spodni. I ciekawość świata – bez limitu!
W realiach krajów, które przemierza, orientuje się Samborski znakomicie. Znakomicie też łączy narrację drogi z historycznymi faktami. Te drugie są zawsze bolesne, te pierwsze – urzekające. Samborski opisuje historie ludzi, których spotkał, a którzy nierzadko stali się jego dobrymi znajomymi. Często podkreśla ogromną gościnność ludów zamieszkujących centralną Azję, u których panuje przedziwna prawidłowość: im większa bieda, tym większa bezinteresowna gościnność.
Zjadłem Marco Polo” to męska literatura – zwięzła i precyzyjna, a przecież niewolna od elementów lirycznych i humoru. Polecam zwłaszcza te ustępy, które opisują spotkania z pogranicznikami pilnującymi umownych granic, „gdzie diabeł mówi dobranoc” , a którzy zawsze spragnieni są w równym stopniu…łapówek jak i kontaktu z przybyszami z nieznanego świata. Ironicznych, a przecież ciepłych opisów „negocjacji” na „posterunkach” nie można opowiedzieć, to TRZEBA przeczytać i poczuć!J
Książka zachwyciła mnie licznymi ( to rzadkość!), pysznej urody zdjęciami. Wysokogórskie kotliny, pustynie i płaskowyże bez początku i bez końca, wysokie pasma górskie zamknięte w kolejnych fotografiach dają jedynie mgliste pojęcie o niewyobrażalnych przestrzeniach azjatyckiego kontynentu ( np. chińska pustynia Takla Makan ma wielkość… Polski!).
Jak już wspomniałam, książka jest zapisem podróży ( „szwendania się”) przez cztery kraje Azji środkowej: Tadżykistan, Kirgistan, Chiny i Afganistan. Mnie najbardziej wzruszyła podróż ostatnia, do Afganistanu. To kraj, w którym co piąte dziecko nie dożywa piątego roku życia, gdzie panuje bieda niewyobrażalna dla Europejczyka, ale to tam – z podpatrywania tego, jak żyją ludzie i co ma dla nich istotną wartość, rodzą się pod piórem Autora refleksje, które każdy czytelnik – myślę – winien przemyśleć, przetrawić. Samborski pisze: „Jeśli ktoś chce gdzieś pojechać, to wychodzi na drogę i czeka, aż pojawi się jakiś pojazd. Czasem dwa, trzy dni, czasem 20 minut”. I konkluduje: „To tu właśnie zrozumiałem, że wprawdzie my mamy zegarki, ale oni mają czas!”.
Gdzie powinna stanąć kołyska w pamirskim domostwie?
Jak długa ( i dlaczego) winna być broda tadżyckich mężczyzn?
Dlaczego na chińskiej pustyni wolno lać benzynę do aut, a do motocykli już nie?
I wreszcie: czym jest tytułowy zjedzony przez Autora Marco Polo?
Chcecie wiedzieć? Ja już wiem. A wy – przeczytajcie!: )

(autor: majka em)


"Zjadłem Marco Polo. Kirgistan, Tadżykistan, Afganistan, Chiny", Krzysztof Samborski, wydawnictwo Bezdroża


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz