niedziela, 11 października 2015

Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach

Nie wiedziałam, czy książkę , o której kreślę te słowa, przeczytać czy nie.

„Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach.” O nie! Znów Himalaje! Tyle razy je „przemierzyłam” śledząc losy i zmagania śmiałków, którzy pieszo, na rowerach, a nawet na motorach usiłowali przebyć tą górę gór z punktu A do punktu B.

Trzymałam książkę w dłoniach i ważyłam w głowie decyzję… Co przeważyło? Dwie rzeczy; pierwsza to piękna i niezwykle starannie zaprojektowana szata graficzna, w którą wydawnictwo Bezdroża ubrało książkę. Każda kartka oznaczona delikatnym marginesem w pomarańczowym kolorze sprawia, że książkę chce się trzymać w dłoniach. Dodatkowo - wysokiej jakości papier, na którym pomieszczono całkiem sporo ( to ważne!) bajecznych fotografii – podnosi walory książki. Taką pozycję chce się mieć na swojej bibliotecznej półce!

A kolejny z powodów? Mówi o nim druga część tytułu: „Himalaje NA CZTERECH ŁAPACH”. Nooo, przemierzyłam ( w wygodnym fotelu co prawda J) świętą górę towarzysząc śmiałkom, którzy szli w pojedynkę lub w parze, ale z psem??? W Himalaje?! To wzbudziło moją ciekawość i sprawiło, że zabrałam się za lekturę.

„Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach.” To zapis podróży z 2013 roku dwójki młodych warszawiaków-Agaty Włodarczyk i Przemka Bucharowskiego, do których - jak ulał- pasują słowa z motta do II rozdziału ich książki: „Marzycielem może być każdy. Ale nie każdy ma odwagę, żeby spełnić swoje marzenie. Zaryzykować! Działać (…) Widzieć więcej. I wiedzieć więcej. Ruszyć w świat. Poznać. Poczuć. Doświadczyć. Uwierzyć, że wszystko jest możliwe.” Oni mieli odwagę i determinację. I zaryzykowali – rzucili pracę, sprzedali samochód i po załatwieniu morza formalności związanych ze zdobyciem zgody na podróż z psem, wyznaczyli kierunek: Indie. New Delhi.

Kim był trzeci członek tego zespołu? DIUNA to – wilczak czechosłowacki- rzadka rasa znana ze swej wytrzymałości, która dziennie potrafi pokonać i 100 km!

Jak wspominają: „Pierwsze tygodnie po przylocie do Delhi były czasem zachłyśnięcia się Indiami. Wszystko było nowe i inne. Chłonęliśmy ten kraj wszystkimi zmysłami”. Szybko jednak okazało się, że życiem w wielomilionowym mieście, gdzie wprawdzie krowy są święte, za to psa traktuje się jak wrogiego intruza, trudno się cieszyć.

Zachęcam do lektury, by samemu prześledzić, z iloma przeciwnościami musieli się mierzyć co dnia pani Agata i pan Przemek. I Diuna- ich wierna czworonożna towarzyszka życia i podróży. Nie dziwią zatem słowa: „Najpierw zachłysnęliśmy się Indiami, a teraz się nimi krztusiliśmy”.

W obliczu narastającego zniechęcenia i codziennych trudności, niemal z dnia na dzień zapada decyzja: opuszczamy Delhi i wyruszamy w Himalaje Garhwalu. Z dala od zgiełku wielkiego miasta, brudu i zakazów oraz nieżyczliwych ludzi ( pies!), za to „tam, gdzie czyste niebo i przestrzeń”.

Tu po raz kolejny zachęcam do sięgnięcia po książkę. Fotografie dokumentujące prawie trzymiesięczną wędrówkę młodych podróżników przez Himalaje są rzadkiej urody! Moje dwie faworytki to: 1) zdjęcie kwitnących na kilkutysięcznej wysokości rododendronów. Trzeba to koniecznie zobaczyć!!! 2) Zatopione pośród niebotycznych ośnieżonych wierzchołków maleńkie kolorowe ludzkie osiedle.

Autorzy książki dali sobie 3 miesiące na przejście ze wschodu na zachód Himalajów Garhwalu „tak jak wcześniej wędrowaliśmy po Bieszczadach i Tatrach”. Szybko jednak okazało się, że trekking po himalajskich górach jest kompletnie odmienny od wspinaczki po polskich szczytach. W trakcie 55 dniowej wędrówki młodzi podróżnicy wiele razy musieli stawić czoła wielu, wielu przeciwnościom. Jak piszą, na wysokości ponad 3000 metrów z zimna nie mogli zasnąć, za to poniżej 2500 metrów – z gorąca trudno było im iść. Przez 6 tygodni budziły ich piękne, słoneczne poranki, które około południa przechodziły w wielogodzinne ulewne deszcze, śnieżyce i gradobicia. Przemoczeni do suchej nitki, zziębnięci wiele też razy gubili ścieżki, musieli godzić się z porażkami i doświadczali przeciwności losu na własnej oraz psiej skórze.

Gdy człowiek jest zdeterminowany, nie ma przeszkody, która mogłaby go zatrzymać w realizacji marzeń. „Wataha w podróży” to kolejna podróżnicza książka, która o tym mówi. Niby nic nowego. Warto jednak ją przeczytać, choćby po to, by zobaczyć, jak w tej długiej, trudnej i niebezpiecznej podróży zachowywała się i radziła sobie DIUNA.

Kreślę te słowa i spoglądam na 137 stronę książki, na której znajduje się niezwykła fotografia. Oto wilczak czechosłowacki, pies, w którego żyłach płynie krew wilczych przodków, leży, a stado wysokogórskich himalajskich owiec gromadzi się wokół Diuny i ufnie…wylizuje jej pysk! Trzeba samemu zobaczyć, by uwierzyć J. A jak to możliwe? – zachęcam po raz kolejny do lektury.

Agata Włodarczyk i Przemek Bucharowski doświadczyli na własnej i psiej (!) skórze, że - jak piszą - „wystarczy zrobić pierwszy krok, odważyć się. Że podróżowanie z psem, choć bywa wyzwaniem, jest możliwe.” I choć himalajski trekking zakończył się przedwcześnie złamanym obojczykiem p. Agaty, kilka miesięcy później we trójkę wyruszyli w kolejną „podróż na czterech łapach”. Tym razem do Mongolii.

Czekam zatem na kolejną książkę „watahy na czterech łapach”.

autorka: majka em




„Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach.”Agata Włodarczyk, Przemek Bucharowski , wyd. Bezdroża, 2015



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz