wtorek, 10 listopada 2015

Krym: miłość i nienawiść

Telewizja i internet to komunikatory o potężnej sile przekazu, za pomocą których współczesny człowiek poznaje i opisuje świat. Kto jednak z nas, śledzących w miarę na bieżąco wydarzenia, może powiedzieć, że zna prawdę obiektywną, bezstronną?

Wszyscy pamiętamy dramatyczne wydarzenia na kijowskim Majdanie i późniejsze zaanektowanie Krymu. Media przedstawiły, opisały i zaetykietowały obie strony konfliktu jako tych „dobrych” i „złych”, tych, którzy zaatakowali i tych, którzy się bronili. Niestety, świat i jego dramatyczne wydarzenia nigdy nie są jednoznaczne. Do tej samej refleksji dochodzi autor książki „Krym: miłość i nienawiść” – Maciej Jastrzębski, który jako reporter Polskiego Radia wybiera się za naszą wschodnia granicę, by na własne oczy zobaczyć – jak pisze – „zwichrowany obraz wydarzeń”.

Jastrzębski nie sili się na stawianie tez czy diagnoz. Uczciwie określa swoją pozycje względem świata tam zastanego jako „obcokrajowca , który nie pojmuje , co się dzieje, bo nie zna prawdziwej duszy Rosji”.

Gdy swą podróż na wschód, a potem książkę kończy, jest bogatszy o dramatyczne spotkania z mieszkańcami Krymu, Rosji czy Ukrainy, ale wciąż daleki od jednoznacznej diagnozy. Czytamy: „Im dłużej oglądałem rosyjską telewizję, tym więcej miałem wątpliwości, po czyjej stronie leży racja”.

Skomplikowane, tragicznie pogmatwane i niejednoznaczne dzieje ukraińsko – rosyjskiego konfliktu z aneksją Krymu w tle Jastrzębski ukazuje na przykładzie historii dwojga bohaterów: Marianny i Fiodora. Ona to 30-letnia Ukrainka, mieszkanka krymskiego Symferopola szczerze nienawidząca Rosjan za aneksję jej ukochanego Krymu. On to…Rosjanin pogardzający Ukraińcami, „którzy sami wywołali pożar w swoim domu i mają pretensje do sąsiadów, że przyszli ugasić ogień”. Marianna oskarża Rosjan o zbrojny atak i kradzież Krymu, Fiodor jest absolutnie przekonany, że władze jego kraju „chcą tylko pomóc”. Jak pisze Jastrzębski: „Polityka wbiła się klinem między ich ojczyzny dając im więcej powodów do nienawiści niż do miłości”, a jednak choć dzieli ich wszystko, łączy „miłość na przekór wszystkiemu”.

Autor nie potrafi się zdecydować, czy swą książkę traktować jako reporterski zapis czy narratorską opowieść, nie udało mu się też uniknąć zbędnej w reporterskiej przecież relacji ckliwości ocierającej się o kicz, gdy próbuje opisać chwile intymne swych bohaterów, na szczęście jest tych fragmentów niewiele, a uwagę czytelnika przykuwają nie tylko dramatyczne losy Marianny i Fiodora, ale wszystko to, co składa się na współczesny obraz ziem targanych konfliktem zdającym się nie mieć końca. Jastrzębski przywołuje nazwiska i wydarzenia, które świat poznał dzięki mediom; porucznik Nadię Szewczenko, Ukrainkę wziętą przez Rosjan do niewoli, Borysa Niemcowa, lidera rosyjskiej opozycji, którego zabito niemal w centrum Moskwy. Ale o wartości książki decydują historie tzw. bezimiennych bohaterów, o których – gdyby nie Jastrzębski – świat nigdy by nie usłyszał. Reszat – młody krymski Tatar porwany i bestialsko zabity, gdy szedł zaciągnąć się do ukraińskiej armii. Gienadij – Rosjanin, który żyjąc na ukraińskim Krymie „ponad 20 lat musiał w sobie tłumić miłość do Rosji i sentyment do ZSRR”. Gdy wielka i brudna polityka wkracza w życie zwykłych ludzi, potrafi sporo namieszać. Widzimy to w chwili, gdy krzyżują się losy Marianny i Nadii. Obie mieszkają od urodzenia na Ukrainie, obie kochają ziemię swych przodków, jednak tylko pierwsza z nich czuje się Ukrainką. Nadia z Doniecka – miasta separatystów – nigdy nie uznawała Ukrainy za swą ojczyznę. Jastrzębski pisze: „Każdej z nich chodziło o to samo, tylko znalazły się w różnych sytuacjach”.

Najbardziej przejmującym epizodem książki jest ten, w którym Marianna rozmawia z rosyjskim żołnierzem. Mimo młodego wieku, chłopak jest siwiuteńki. To skutek skrajnych doświadczeń z ukraińskiego pola walki. Ta rozmowa każe Marianne spojrzeć w odmienny niż „czarno – biały” sposób na to ,co dzieje się wokół niej i rodzi refleksję, że „wojna jest wszędzie taka sama. Te same metody po obu stronach barykady”.

Książka, podobnie jak to, co wciąż trwa na wschodzie od polskiej granicy nie ma optymistycznego zakończenia. Konflikt trwa i - jak pisze autor – „żadna ze stron nie zamierza brać na siebie odpowiedzialności (…), nie da się jednoznacznie stwierdzić, że ci są nasi, a tamci to wrogowie”. Ostatnie słowa książki brzmią: „Wzrasta napięcie między Rosją a Zachodem i wciąż w tej historii jest więcej nienawiści niż miłości”.

Chciałoby się dopisać własne post script_um, że miłość zwykłych ludzi, jak pokazała historia Ukrainki Marianny i Rosjanina Fiodora jest szansą i nadzieją na dobre zakończenie, ale byłoby to zbyt proste – kicz i ckliwość dobrze czują się tylko w filmach i tzw. romansidłach. Życie pisze o wiele bardziej dramatyczne scenariusze. Tym niemniej - zachęcam do lektury.


recenzja: Majka Em




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz