niedziela, 13 marca 2016

Sen powrotu

Jeśli ktoś kocha podróże i literaturę podróżniczą, Piotra Strzeżysza nie trzeba mu polecać; Tramp, obieżyświat, który od ponad dwudziestu lat jeździ rowerem po świecie. Traktuję niczym klasykę gatunku jego „Campę w sakwach”, z zainteresowaniem przeczytałam „Powidoki”, a jednak jego ostatnia książka zdziwiła mnie. Co to jest? Literatura podróżnicza? - chyba nie do końca?! Bardziej skłonna byłabym ulokować „Sen powrotu” jako prozę poetycką. Ale przecież te Ameryki i dziesięciomiesięczna podróż (rowerowa, ma się rozumieć!) przez nie! Alaska, Stany Zjednoczone Ameryki, Meksyk, Gwatemala, Salwador, Honduras, Nikaragua, Kostaryka, Panama, Ekwador, Peru, wreszcie Kolumbia i Argentyna – wiele tysięcy kilometrów rowerem przez wysokie na kilka tysięcy przełęcze Andów, przez trawiastą pampę Argentyny i rozległą Patagonię aż po wybrzeże Pacyfiku. Słowem – dziesięć miesięcy podróży od jednego krańca kontynentu do drugiego.

Zapalony wędrowiec (i równie zapalony czytelnik literatury podróżniczej) powie: „Ale gratka!” i z ciekawością sięgnie po „Sen powrotu” i…chyba się rozczaruje, bowiem z literaturą gatunku sensu stricte książka Strzeżysza niewiele ma wspólnego! Nie znajdziemy w niej ani jednego opisu kilkunastu krajów, przez jakie wiódł jego szlak. Nie ujrzymy fotografii, które – dopełniając tekst – ukażą urodę tej odległej a pięknej części naszego globu.

Zamiast opisów przyrody, miejsc czy krajobrazów mamy spotkania z ludźmi; Mario, który zaprasza Autora na obiad, prowadzi do szpitala (Strzeżysz przez 4 miesiące choruje na zapalenie zatok i gorączkuje), a następnie opłaca trzydniowy pobyt w hotelu i…znika! Właścicielka restauracji, która odda swój pusty dom, gdzie przez długich 27 dni Strzeżysz będzie się kurował i dochodził do sił. Anonimowy Salwadorczyk, który na widok trawionego gorączką rowerzysty po prostu zamyka swój lokal i wiezie Strzeżysza do pobliskiej lecznicy, po czym lokuje go … na dachu centrum handlowego, bo na hotel żadnego z nich nie stać.

Rob, Jose, Emilia, Ernesto – to „przystanki” na dziesięciomiesięcznym wędrownym szlaku przez obie Ameryki. Ludzie bezinteresownie życzliwi , którzy zostawiają ślad swej obecności nie tyle na geograficznej mapie kontynentu, ale w sercu i wdzięcznej pamięci. „Jak mam się odwdzięczyć?” – pyta Strzeżysz. „Nijak. Dla mnie nagrodą jest to, że mogę ci pomóc(…). Pewnego dnia pomóż drugiemu człowiekowi” – słyszy.

Poza ludźmi na swym rowerowym szlaku Autor spotyka też rozliczne zwierzęta – rude koty, bezpańskie, czekające na okruch zainteresowania psy, a także.. mrówki, strusie nandu i pancernika i wszystkie te spotkania bez wyjątku są urocze! Wszystkie też wyzwalają refleksje, którymi Autor szczodrze dzieli się z czytelnikami – o dziadku Mańku, którego „nosi w sobie”, o tym, jak łatwo obchodzić się bez zdobyczy współczesnej techniki oraz „bez firanek w oknach i kafelek w łazience”, o tym wreszcie, jak w pogoni za materią my, ludzie zapodzialiśmy gdzieś uważność i umiejętność cieszenia się chwilą. Zamiast opisów bujnej przyrody czy surowego krajobrazu Strzeżysz pyta każdego z nas: „A TY, JESTEŚ SZCZĘŚLIWY?”

Gdy zbliża się kres dziesięciomiesięcznej wędrówki, zaledwie 3 dni drogi od mety, którą ma być Ziemia Ognista i maleńkie miasteczko gdzieś na końcu świata, Strzeżysz zatrzymuje się, odwraca rower i …jedzie w drugą stronę! Niech cię to, drogi Czytelniku, nie zmyli: Autor nie jedzie tą samą drogą ku początkowi swej podróży na Alasce, lecz… wraca do Polski!!! Tak po prostu! Na którejś ze stron tej nietuzinkowej książki napisze, że „Wystarczy, żeby jutro był dzień, żeby świeciło słońce, żebym coś zjadł i znalazł spokojne miejsce do spania. By przez moje ciepłe myśli świat przez chwilę stał się lepszy. Albo chociaż nie był gorszy. Tyle wystarczy z tego jechania”. ( wytłuszczenie tekstu autorki recenzji).Przyznasz, czytelniku, że niecodzienna to filozofia podróżowania przez świat, jeśli jednak – jak pisze Strzeżysz – jego „ciepłe myśli” i romantyczno – poetycki ogląd świata sprawią, że świat rzeczywiście stanie się lepszy, to ja „kupuję” ten rodzaj podróżniczej literatury. J A że Strzeżysz pisze też: „Wróciłem, ale nie jestem pewien, na ile jestem tu, a na ile jeszcze tam” –możemy się spodziewać jego następnej wyprawy i podróżniczo- niepodróżniczej książki.

recenzja: Majka Em


Piotr Strzeżysz, Sen powrotu, Wyd. Bezdroża, marzec 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz