niedziela, 16 lipca 2017

Agata „Agi” Włodarczyk – „Psygoda na czterech łapach”

DIUNA- bohaterka książki – „Psygoda na czterech łapach” jest psem rasy czechosłowacki wilczak, który w 2013 roku z warszawskiego mieszkania swej  pani i pana - Agaty Włodarczyk i Przemka Bucharowskiego, odbył podróż życia do Indii. Pokłosiem tamtej wielomiesięcznej wędrówki dwojga ludzi i psa przez  indyjski subkontynent  była książka „Wataha w  podróży. Himalaje na czterech łapach.”   Teraz mam w dłoniach  książkę, której narratorką jest sama Diuna. Koncept tyleż zaskakujący, co uroczy.  Marzy mi się  sytuacja, gdy rodzinka zasiada zgodnie z książkami w dłoniach – rodzice  ze wspomnieniami Agaty Włodarczyk i Przemka Bucharowskiego, dzieci – z relacją Diuny.
Diuna czyli wydma jest pełnoprawnym członkiem rodziny i jak każdy członek ma swoje obowiązki: wyprowadza co dnia panią i pana na spacery. (I przezabawnie ich portretuje: śpią za mało, bo tylko  osiem godzin na dobę, wciąż gdzieś pędzą i stale mówią, że są spóźnieni (!), zaś na spacerach nigdy nie zatrzymują się, by… obwąchać trawę J ). Diuna ma swoje obowiązki, ale i ulubione zajęcia.  Należy do nich przeganianie okolicznych „mrukliwych paskud” czyli kotów, czekanie na powrót pani z pracy, a nade wszystko – raczenie się psiastkami i psysmakami. J J
Gdy rodzina (dwoje  dwunożnych + jeden czterołap)  wyrusza do Indii, dla Diuny  i jej państwa  zaczyna się psygoda życia. Diuna poznaje, ale i poddaje uroczej psiej ocenie wszystko, co zobaczy – hinduską ulicę, i jej mieszkańców   tak ciemnych „jak końcówka psiego  ogona”. Nos Diuny szaleje  od przepychu zapachów na ulicznych straganach- wiadomo – „świat najlepiej poznaje się nosem!”). Diuna poznaje także  inne czterołapy – indowi czyli hinduskie bezpańskie psy, palmową wiewiórkę i „tupiące głazy” czyli słonie. W dżungli zaznajamia się z „wielkim jak samochód” bawołem, zaś na  wysokogórskich halach – z owcami i baranem. Tyle rozmaitości, ogrom zapachów i dźwięków i rozlicznych zdarzeń! Jednak ani dżungla, ani ryżowe pola, ani święta rzeka  Ganga nie wywołają takiego szału radości jak widok śniegu hen, hen wysoko, bo aż 4000  metrów npm. Ale skoro „wsadzanie nosa w śnieg to jedna z najpsyjemniejszych rzeczy na świecie” – trudno się dziwić tak wielkiej rozmerdanej radości! J Przy okazji Diuna uczy nas, dwunożnych podstawowych psich reakcji. Dowiadujemy się więc że: psy się nie pocą, za to ziają, merdanie psią końcówką czyli ogonem  to nic innego jak psia radość, zaś  psie ziewnięcie to nie objaw senności ( jak u dwunożnych), ale uspokajający ewentualnego przeciwnika sygnał. To tak na wszelki wypadek, gdyby doszło do spotkania z groźnym tygrysem, którego Diuna  na szczęście nie spotkała, ale w nocy słyszała!( wszystkie poznane czterołapy ją przed nim przestrzegały!).
Diuna, jak na przewodniczkę stada – przepraszam: członka rodziny przystało, za swych państwa (a zwłaszcza za ukochaną panią) czuje się bardzo odpowiedzialna, dlatego choć sama raz się gubi ( ach, te oszałamiające zapachy miejskich straganów z psysnościami!!!), dwukrotnie ratuje panią i pana  od niebezpieczeństwa. Ale i sama przeżywa liczne przygody, jak najprawdziwsza psia podróżniczka, która „od psysmaków bardziej lubi tylko psygody”.

Czytam ostatnie zdanie książki i już wiem, że rozmerdany entuzjazm Diuny nie tylko zaraża i zachęca do lektury, ale jest też zapowiedzią, że „To dopiero początek, a prawdziwa psygoda nie kończy się nigdy” – jak głosi  ostatni rozdział książki.  Czekamy więc na kolejne psygody Diuny.


recenzja: Majka Em



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz