niedziela, 6 listopada 2011

Targi Książki w Krakowie- czego człowiek tam się dowie?!

Sobota- ten wspaniały dzień, gdy tydzień pracy się już zakończył, a od myśli o nadchodzącym dzieli nas jeszcze niedziela. Czas na wydarzenia niezwykłe, dodające energii na resztę dni.
To była szczególna sobota… Po pierwsze dlatego, że urodzinowa. A po drugie? Po śniadaniu, życzeniach i prezentach, ruszyliśmy w kierunku Krakowa i to wcale nie na spacer krakowskimi Plantami.
Pojechaliśmy na Targi Książki.

Zabraliśmy ze sobą książki, szykowane w minionych dniach ulotki reklamowe, globus i nadzieję, że pójdzie nam tak samo dobrze jak w Katowicach. Nie mieliśmy tym razem stoiska, na którym moglibyśmy sprzedawać nasze książki, ale czy to miałoby być dla nas przeszkodą?
Pogoda cudowna, wokół tłumy ludzi- czego chcieć więcej?

Na początek zdecydowaliśmy się spróbować swoich sił przed Targami. Rozłożyliśmy swój przenośny straganik- w postaci odwróconego do góry nogami słynnego pudełka po jabłkach nowozelandzkich (kto czytał, ten pamięta nasze perypetie w osiedlowej Biedronce), na którym rozłożyliśmy nasze książki i globus. Jakież było nasze zdziwienie, gdy w ciągu godziny nikt z zatrzymujących się przy naszym „stoisku” nie decydował się na zakup. Niebawem mieliśmy się przekonać dlaczego.


Nasze morale zaczęło się chwiać w posadach, a straż miejska na horyzoncie trochę zaniepokoiła. Gdy dwa razy tuż obok nas przeszła strażniczka miejska, wstrzymaliśmy oddech. Każdy z nas był nie raz świadkiem, gdy w/w służby szczodrze dzieliły mandatami ulicznych handlarzy, którymi w tym momencie my także byliśmy. Z drugiej strony, staliśmy w sąsiedztwie namiotu z książkami oraz sprzedawaliśmy książki, a nie akrylowe skarpety czy baterie w dniu Targów Książki.

Po godzinie, lekko zasmuceni, ale wciąż pełni nadziei, wykupiliśmy dwa bilety i przekroczyliśmy próg hali targowej.

Mając w pamięci Targi Książki w Katowicach byliśmy wstrząśnięci. Przede wszystkim tłumami, które przemieszczały się wokół stoisk, hamując każdego, kto miałby ochotę na zdecydowane maszerowanie alejkami. Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że możemy zapomnieć o chłodnym i przewiewnym wietrzyku, który chłodził nasze emocje w Spodku. Temperatura była wysoka, a klimatyzacji nie było. Kurtki oraz ciężkie torby po chwili zaczęły nabierać sporej wagi. Od zupełnego zwątpienia uratowały nas granice.pl, które przygarnęły nasze kurtki oraz zbędny bagaż.
Z nową energią ruszyliśmy przeprowadzić nieoficjalną akcje marketingową- mówiąc prościej- ruszyliśmy, by rozdać ulotki, naszym potencjalnym czytelnikom i fejsbukowym fanom.
Pomyśleliśmy, że jeśli ktoś stoi w kolejce po autograf do słynnej podróżniczki, czy podróżnika, to być może jest naszym potencjalnym fanem. Udało nam się rozdać sporo ulotek, ale nie wszędzie- gdzieniegdzie- sława jakoś osłabła, skupiając tłumek na tyle rzadki, że dyskrecja naszej akcji stała pod znakiem zapytania. Gdzieniegdzie, czujne oko wystawców śledziło bacznie każdy nasz ruch, psując nam radość z działania.
Dodało nam otuchy zainteresowanie, jakie wzbudzały nasze skromne ulotki u ludzi. Byli zaskoczeni brakiem natarczywego przekazu, nadmiaru kolorów i prawdziwym znaczkiem. Dobra nasza.
Z nadmiaru emocji zapomnieliśmy, że już dawno minęła pora obiadu, a my jesteśmy po małym śniadaniu, w związku z czym zaczęło nam brakować sił. Ale i czas zaczął się kurczyć, więc nie było mowy o przerwie.

Na targach podpisywali swoją książkę, o tytule podobnie brzmiącym, do naszej dwaj autorzy. Pomyśleliśmy, żeby ich zaskoczyć… Stanęliśmy w kolejce po autograf, ale… na naszej książce. Przez chwilę Panowie byli naprawdę zaskoczeni, a my zdobyliśmy się na odwagę zażartowania, że my pierwsi wymyśliliśmy tytuł naszej książki. Hmmm. Pan Wojtek zapytał, kiedy wydaliśmy naszą. Nie myśląc nawet, co na nas czeka, z pewnością powiedzieliśmy: „w marcu”. Okazało się, że Ich książka to wznowienie książki, która ukazała się w 95 roku. Aaaaaaaaaaa. Dopiero w domu mieliśmy odkryć, ostateczną prawdę na temat rozważań, czy jajko, czy jednak kura były pierwsze.
Trochę speszeni, poprosiliśmy jeszcze osobę kierującą ruchem wokół stolika, o zrobienie nam zdjęcia pamiątkowego i oddaliliśmy się w nieznane. Cóż… Zdjęcia będą szczególną pamiątką- w związku z ogromnym tłumem fanów wokół stolika autorów, trudno było o dobrej ujęcie...

Przemierzając zatłoczone alejki targowe zorientowaliśmy się, że nasza książka, oferowana na targach w niższej, niż zazwyczaj cenie, nie mogła znaleźć nabywcy, ponieważ książki znamienitych autorów najczęściej można było kupić w promocji. Odwiedzający targi woleli zainwestować pieniądze w kolejną książkę znanego im dobrze autora, niż wspierać nikomu nieznanych.

Przechadzając się między alejkami dostrzegliśmy kolejną różnicę między targami w Katowicach i Krakowie, która tłumaczyła- niemal zupełną- klapę naszego przedsięwzięcia. Gdybyśmy mieli określić jednym słowem postawę towarzyszącą odwiedzającym hale wystawowe w obu miastach- to w Katowicach byłaby to CIEKAWOŚĆ a w Krakowie- ŚWIADOMOŚĆ. W związku z tym, że na Śląsku Targi debiutowały, ludzie byli ogólnie zaciekawieni inicjatywą, dla wielu z nich była to również pierwsza okazja do uczestnictwa w Targach w ogóle. Przez to ludzie byli otwarci na nowe, entuzjastycznie wręcz do nowego nastawieni. W mieście Smoka Wawelskiego odwiedzający wyrabiają swoje gusta oraz oczekiwania już od piętnastu lat- są bardzo dobrze zorientowani w przebiegu targów, w ofercie wydawniczej, mają bardzo jasno sprecyzowane oczekiwania. Wiele osób, które nas mijały, gdy my staliśmy ze swoim straganem na trawniku, ciągnęło za sobą walizki, czy plecaki ze stelażem, wypakowane książkami.

Nie mogliśmy być konkurencją dla tuzów szeroko rozumianej literatury i kultury.

Ale jak zwykle w takich sytuacjach najważniejsze są spotkania z ludźmi- z podróżnikami, którzy kochają miejsca, których my jeszcze nie znamy. Mieliśmy przyjemność poznać autorów książki: "Namibia. 9000km afrykańskiej przygody" (http://www.malypodroznik.pl/)- Annę Olej Kobus oraz Krzysztofa Kobus oraz Stefana Czernieckiego- autora książki: "Dalej od Buenos"(http://www.ksiegarnia.bernardinum.com.pl/Dalej_od_Buenos-502.html).

Prawdziwą wisienką na torcie było spotkanie na stoisku wydawnictwa sine qua non (http://wydawnictwosqn.pl/)... Nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności spotkania z autorami książki "Busem przez świat" (http://www.busemprzezswiat.pl/), której zapowiedź zaczyna się od słów: "Mówili nam, że to niemożliwe(...) Mieliśmy zapał zamiast pieniędzy, łąkę zamiast łóżka i wiecznie psującą się skrzynię biegów. A jednak nam się udało".

Spotkanie z Karolem, pomysłodawcą całego projektu tylko nas upewniło w przekonaniu, że mamy wspólny trzon filozofii globtroterskiej a zdjęcia zrobione przy tytułowym busie nabrały dla nas szczególnej wartości.


Ciekawe rozmowy na stoisku oraz mała perspektywa, która pojawiła się na horyzoncie na koniec dnia dodała nam skrzydeł, a egzemplarz "Busem przez świat" czeka na naszej podróżniczej półce, by... rozpalić nasze umysły globtroterskie:)

Wróciliśmy do domu wieczorem- bardzo zmęczeni i może trochę rozczarowani, ale pełni nadziei i świeżych pomysłów. Bo przecież "Podróże małe i duże", które wydaliśmy sami, to tylko część tego co zdarzyło się w naszym dotychczasowym życiu podróżniczym. Cały czas w szufladzie czekają teksty z czasów, gdy jeszcze nie podróżowaliśmy razem (Irlandia, Szwecja, Wyspy Owcze, Islandia, Skandynawia) i z wyjazdów, z których wróciliśmy w tym roku (Czarnogóra, Albania, stolice nadbałtyckie)...

Wniosek? BYŁO WARTO:)!

2 komentarze:

  1. Było warto!- to okrzyk z Wro:), dzielne trio krzyczy tak do Was:) Czekam na opowieści live, bo tego nic nie zastąpi, i tyle:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odliczamy dni do spotkania na żywo- książkę Wam też możemy podpisać, hihihih:)

    OdpowiedzUsuń