To był intensywny weekend.
5 Międzynarodowe Targi Turystki, Rekreacji i Wypoczynku za nami.
W trzy dni towarzyszyło nam istne emocjonalne tsunami.
Najpierw byliśmy bardzo podekscytowani własnym stoiskiem, szyldem, który wieńczył naszą targową przestrzeń i towarzystwem pięknych łodzi (równolegle odbywały się Targi Sprzętu Pływającego i Sprzętów Wodnych).
W piątkowy poranek w ciągu pół godziny przygotowaliśmy przytulny i nietuzinkowy kącik podróżniczy, gotowi na kontakt z klientem.
Z początku byliśmy wstrząśnięci pytaniami z jakimi musieliśmy sobie poradzić, tym bardziej, że wcale nie dotyczyły naszej książki, ani naszych podróży.
Miny nam rzedły stopniowo.
Pierwszy jegomość zapytał: czy mamy długopisy ze swoim logo, dla kolekcjonera. Nie dał się skusić na nasze naklejki, które niedawno przygotowaliśmy i chcieliśmy mu ofiarować za darmo.
Kolejny chciał darmowy kalendarz ścienny, następni mieli prośby, oczekiwania, które nadal były ponad nasze możliwości: darmowy katalog z naszymi wycieczkami (książka nie!), mapa Cypru.
Bywały też rozmowy, które prowadziły… w dziwne rejony. Sympatyczny, jak się wydawało Pan, w pewnym momencie zapytał co jest w życiu najważniejsze, odparowałam, że PASJA, na co on odpowiedział z iskrzącym się spojrzeniem: „ale czy do robienia dzieci?”.
Ci, którzy byli skłonni coś kupić, pytali o cenę globusa lub antycznej mapy, którą dostaliśmy w prezencie ślubnym od Agi i Darka, książka nie budziła ich najmniejszego zainteresowania.
Kolejne pytania, które nas zaskoczyły to: czy można Was okraść z kiwi? To pytanie- paradoksalnie było uprzejme, mimo, że zaskakujące- ponieważ pierwszego dnia, gdy my wieszaliśmy mapy na ścianach boksu, operatywny dziadziuś, ładował do kieszeni garść kiwi, które przygotowaliśmy w koszyczku dla kupujących książkę.
Następne to: czy Wy jesteście znani, kogo Wy reprezentujecie (totalna dezaprobata na naszą odpowiedź, że siebie).
Podbiegali także klienci, wyrzucający z siebie pytania, niczym pociski: Włochy, Francja? Okazywało się bardzo szybko, że to nie były pytania o odbyte przez nas wojaże, tylko o ofertę na wyjazdy.
Spoglądaliśmy na siebie z rezygnacją.
Dopiero spotkanie z kimś, kto zaczął podróżować, gdy nas nie było jeszcze na świecie, dodało nam otuchy.
Pierwsza osoba, która zaufała naszej książce.
W ciągu całego dnia, poza Bogdanem z książkami wróciły do domu jeszcze dwie osoby, a my wróciliśmy wycieńczeni i zachrypnięci, ale szczęśliwi, że jednak się udało!
Nastroju nie zepsuło nam spotkanie z przedstawicielem firmy ubezpieczeniowej, który z początku wydawał się być naszym klientem, ale bardzo szybko obsadził nas samych w roli (potencjalnie) kupujących. Przekonywał nas, że świat nie jest tak bezpieczny jak się wydaje, a już na pewno nie w podróży i że nie skorzystanie z jego ubezpieczenia może być poważnym błędem.
Zawsze podkreślamy na naszych spotkaniach, że nasza codzienna filozofia zasadza się na fundamentalnym przekonaniu, że dostajemy to samo, z czym do świata wychodzimy, że świat niejako odbija w lustrze nasze- o nim- wyobrażenia. Nie znaczy to, że naiwny optymizm zabezpieczy nas przed wszelkimi katastrofami, ale czy obsesyjne zabezpieczanie się przed nimi, gwarantuje bezpieczeństwo? Rozstaliśmy się w pół drogi, dzieląc racje po równo.
Drugiego dnia, tylko jedna rzecz się nie zmieniła: ponownie wróciliśmy do domu wycieńczeni, zachrypnięci ale szczęśliwi:)!
Poza tym same miłe niespodzianki- spotkaliśmy wielu pasjonatów podróży oraz ludzi zdecydowanych dołożyć swoją małą cegiełkę do naszego projektu, jakim jest rowerowa wyprawa w świat. Życzliwość i energia ładowała nasze akumulatory, mimo, że nadal dla wielu odwiedzających byliśmy dość ekscentrycznym i zaskakującym w scenerii targów „zjawiskiem”:).
Tego dnia prowadziliśmy też spotkanie podróżnicze o Nowej Zelandii. Zakładaliśmy, że być może nikt nie przyjdzie, ale miło się rozczarowaliśmy. Po prelekcji wielu gości od razu zadeklarowało wizytę na niedzielnym spotkaniu pt: „Podróże małe i duże”, a rozmowom nie było końca. Również grono naszych przyszłych czytelników powiększyło się.
Po raz kolejny po naszych sercach rozlało się to przyjemne ciepło i poczucie, że nasze opowieści z podróży na koniec świata i z powrotem- sprawiają słuchającym sporą przyjemność.
Trzeciego dnia poprowadziliśmy premierowe spotkanie pt: „ Podróże małe i duże”- o podróżowaniu w ogóle. Chcieliśmy zabrać audytorium na półtoragodzinny, szybki spacer po wszystkich odwiedzonych przez nas zakątkach świata i przekonać, że warto mieć marzenia, że warto podróżować niekonwencjonalnie i że to wcale nie musi być drogie.
Z półtorej godziny zrobiły się dwie, a i pewnie mogłyby być i trzy, gdyby nie czas, który nam się kończył.
Dostaliśmy gromkie brawa i serdeczne słowa, które były dla nas bardzo ważne, ponieważ po raz pierwszy prowadziliśmy spotkanie inne niż o Nowej Zelandii.
Czy było warto?
Oczywiście!
Między innymi dlatego, że „Ktoś” przyjechał na naszą niedzielną prelekcję specjalnie z Piekar Śląskich, gdzie wspólnie podróżowaliśmy w styczniu po krainie długiej białej chmury.
Także dlatego, że rozpoznał nas „Ktoś”, kogo zaskoczył nasz partyzancki stragan na chodniku na Targach Książki w Krakowie- (http://mumagstravellers.blogspot.com/2011/11/targi-ksiazki-w-krakowie-czego-czowiek.html)- w listopadzie zeszłego roku.
I dlatego, że mogliśmy „Komuś” doradzić w sprawie planowanej wycieczki do Nowej Zelandii (jak się okazało biuro podróży oferowało wyjazd w najmniej atrakcyjnej porze roku).
I dlatego, że niektóre spotkania mają bardzo długą drogę okrężną (przez Warszawę do Będzina), ale dochodzą do skutku (M.- pozdrawiamy).
I dlatego, że nie tylko my mogliśmy się podzielić z Wami wrażeniami z podróży, ale i Wy ofiarowaliście nam anegdoty z pięknych zakątków świata i dlatego, że mogliśmy dzielić z Wami radość z powodu wypraw, które zaplanowaliście na ten rok (Justyno, Jacku - trzymamy za Was kciuki).
I dlatego, że WSZYSCY daliście nam mnóstwo pewności, że nasze plany i marzenia są piękne, bezcenne, a dla Was inspirujące.
Szczególne podziękowania przesyłamy dla Pan Jarosława, z którym serdeczna współpraca- przed Targami- budowała w nas pewność, że mimo, że nasze nazwiska nie są jeszcze aż tak rozpoznawalne na rynku podróżniczym, to jesteśmy pełnoprawnymi i oczekiwanymi wystawcami. Dla Przemka, który już po raz drugi (wcześniej na Targach Książki w Katowicach) pomógł nam zapanować nad sprzętem technicznym, a właściwie ujarzmił go za nas, zapewniając nam doskonałe warunki do odbycia podróży w różne zakątki świata, podczas naszych spotkań podróżniczych. Dla Artura za towarzystwo, rozmowy o aurze i sztuce i czujne oko na nasze stoisko, gdy nas na nim nie było!
DZIĘKUJEMY:)!
Ps. Jeśli spotkanie z nami było dla Was wyjątkowe, to dla nas spotkanie z Panem Romanem na długo pozostanie niezapomniane.
Pan Roman dotarł do naszego stoiska z malutką reklamówką i zaproponował nam gadżety reklamowe. Nie byliśmy nimi- na początku- zainteresowani, ale jako dwójka wariatów, zdzierająca gardła od trzech dni, czasem zupełnie bez skutku, empatycznie, zgodziliśmy się na przejrzenie zawartości reklamówki.
Zaczęło się niewinnie, a skończyło na zasypaniu naszego blatu CUDAMI! Gadżety na których można grawerować, czego dusza zapragnie, maleńkie kalkulatory, które przeliczają EUR na PLN, choć Pan Roman nie pamięta jak, piesek któremu świeci pyszczek i mówi, że nas kocha (nas, czy mnie?), długopis z suwmiarką, długopis z mikro latarką, laserem; piłeczka golfowa, ale nie dla golfisty, tylko dla zestresowanych- z cierpliwością godną wyższej sprawy daje się miętosić zestresowanym. Zupełnym hitem, oprócz wynalazków świecąco-śpiewająco- licząco-mierzących, była podróżna pęseta czyszcząca okulary! Ha… Nie bądźcie zaskoczeni, jeśli pewnego dnia do naszej oferty trafi jakiś szalony gadżet z kolekcji Pana Romana:)!
Pozdrawiamy
mt
Drodzy Podróżnicy!
OdpowiedzUsuńWidzę, że nabraliście wiatru w żagle! - do posłużenia się tą nomenklaturą żeglarską skłoniło mnie pewnie Wasze zdjęcie z targów, gdzie za globusem, który dobrze znam, widać pięknego grota.
Cieszę się, że wszystko tak pomyślnie się Wam układa - te wszystkie spotkania, ciekawi ludzie, nowe inspiracje. Energia przechodzi od samego czytania tej relacji :)
Nieustająco życzę Wam wyłącznie lotu wznoszącego!
I.
Iza...
OdpowiedzUsuńnas również przeszła energia po lekturze Twojego komentarza:)!
Dzięki!!!
Bez fachowej nomenklatury- też przeżyliśmy laicki zachwyt niektórymi łodziami:)!
pozdrawiamy z suchego lądu:)!
mt
Czy aż tak bardzo niezainteresowany! Pamiętam stoisko i pamiętam miłe przyjęcie. Co do pasji - moja wiąże się z kolekcjonowaniem długopisów (od 17 lat). Stąd było pytanie o taki właśnie gadżet. Z kolekcjonerskim pozdrowieniem! Kreśli się; "Jegomość kolekcjonujący długopisy"
OdpowiedzUsuń"Jegomościu kolekcjonujący długopisy"- dziękujemy za wpis:)!!!
OdpowiedzUsuńObiecujemy, że jeśli w przyszłości będziemy mieć długopisy ze swoim logo, to pierwszy będzie dla Pana:)!
z serdecznymi pozdrowieniami:)!
mt