wtorek, 18 października 2011

Literki, jak gra w bierki- ubieram was w słowa, książka kiedyś będzie gotowa- jeszcze tylko kwestie graficzne- jak się pisze książkę-part III

Czy żeby wydać samemu książkę trzeba mieć jakąkolwiek wiedzę z zakresu grafiki i design’u?

Okazuje się, że tak. Sam tekst nie jest jeszcze książką, nawet jeśli poddany drastycznym zabiegom upiększającym- składnię, spójność czasów, to co najwyżej może być golutkim, logicznym następstwem słów.

Książka, a przynajmniej podróżnicza, potrzebuje kolorowych stron, na których autorzy spróbują oczarować potencjalnego czytelnika zdjęciami z podróży.

Jednak kolor na tyle podnosi cenę druku, że nie pozostaje nic innego, jak dołączyć do książki płytę CD z tymi wszystkimi zdjęciami, których z braku funduszu albo rozsądku, albo jednego i drugiego decydujemy się nie publikować w środku.

Ostatecznie książkę trzeba otulić w okładkę- interesującą- a najlepiej nietuzinkową, by- jeśli oglądający ją, nie zechce przeczytać tekstu, na chwilę poczuł przemożną chęć, na bazie zachwytu- by ją mieć!

Jak się projektuje okładkę?

Jeśli nie masz pojęcia o Photoshop’ie a Corel to twój daleki znajomy a nie przyjaciel, to pozostaje Ci stara jak świat metoda… Skoro nie umiesz przełożyć na język programu graficznego tego, co widzisz w swojej głowie, a boisz się, że grafik nie poradzi sobie z opisem w stylu: „odcień i faktura pomiętego pakowego papieru”, nie pozostaje Ci nic innego, jak przygotować makietę okładki. Makieta jest nieporadna i wprawia grafika w osłupienie ale daje też bardzo jasne (jak się wydawało) wytyczne w jakim kierunku zmierzamy. Czy to wystarczy, by się udało? Oj nie- mimo, że koń jaki jest każdy widzi, to wkradają się jakieś chochliki. Pierwsza wersja okładki, którą zobaczyliśmy, według mnie miała się nijak do projektu, który przekazaliśmy jako pierwowzór. Pojawił się dylemat, czy skoro grafik robi projekt z uprzejmości, po znajomości i ponoć za pół-darmo, można się rozpłakać i zażądać ponownej pracy nad całym projektem? No i dlaczego papier ma kolor parówki!
Łzy udaje się przełknąć i za parę dni mamy kolejny, bliższy ideałowi projekt.
Po kolejnych poprawkach jest dobrze.
Nasza książka ma imitować paczkę pocztową- przesyłka w podróży, przesyłka obieżyświat.

Co zrobić, by do książki nie dołączyć CD z logo firmy, która go wydrukowała, z opisem wykonanym flamastrem wodoodpornym?

Po pierwsze trzeba kupić płyty, które są powleczone powłoką, na której można drukować.
Mamy płyty, można na nich drukować ale co?  Zarys kontynentów, wydaje się dobrym pomysłem.
Płyty trzeba zapakować.
Z początku chcieliśmy zrobić koperty z papieru pakowego, ale papier nieustannie zacinał się w drukarce. Odpada. Mimo, że mogłoby to stanowić interesującą całość z projektem okładki.
Decydujemy się za zakup kopert w osiedlowym sklepie ze sprzętem komputerowym. Kto by chciał 200 kopert na CD- bez okienka, bez nadruku? My! Z początku Pan sprzedaje nam tylko połowę tego co potrzebujemy- wykupujemy cały zapas- potem nękamy go wizytami, próbując dokupić drugą setkę. Bez skutku- gdy w końcu dowiaduje się po co nam koperty, postanawia pomóc w projekcie.

Mamy dwieście kopert.

Udajemy się na pocztę, kłamiąc, że niebawem mamy ślub i potrzebujemy okleić znaczkami PRIORYTET w domu 200 kopert z zaproszeniami. Kłamstwo jest konieczne, obawiamy się, że Pani w okienku mogłaby nie być entuzjastką naszego szalonego projektu, w myśl którego koperty na CD nawiązywały do koncepcji przesyłki, wykorzystanej przy okładce.

Odwiedzamy też naszą ulubioną firmę, która świadczy szeroki zakres usług poligraficznych, gdzie zamawiamy dwie pieczątki, niezbędne do przygotowania kopertek!

Zostają znaczki.

Znaczki to najbardziej ekscytujący i dynamiczny element pracy nad częścią graficzną. Spędziliśmy długie godzinny polując na aukcjach allegro na znaczki pocztowe. Znaczki nie mogły być byle jakie. Wszystkie zakupione, pochodziły z krajów, w których byliśmy! Chcieliśmy nadać w ten sposób jakąś wyjątkowość naszemu projektowi, jakiś rys osobisty! Co więcej- założyliśmy, że podarujemy każdemu kupującemu książkę coś absolutnie wyjątkowego! Nie dość, że kopertki na CD były ręcznie robione, to w dodatku każda z 200 kopertek była niepowtarzalna. Na każdej z nich pojawił się inny znaczek, a jeśli znaczek się zdublował, to nigdy nie powtarzał się w tej samej konfiguracji. Taki smaczek!
Spędzamy długie godziny z tubką kleju w ręku- kleimy znaczki, naklejki priorytetowe, bawimy się stemplami, niczym dzieciaki. Efekt przerósł nasze najśmielsze oczekiwania!

Czy warto brać udział w kursach „od czapy”?

Oczywiście!

Odbycie parotygodniowego kursu z Corel’a  osiem lat temu, gdy do niczego nie mógł się przydać, okazało się po latach kapitalną inwestycją. Po początkowej nieporadności- na twardym dysku udało mi się odnaleźć niezbędne informacje o tym, jak przygotować projekt kolorowych stron do naszej książki!

A co zrobiła z tym wszystkim drukarnia… o tym innym razem!









  

2 komentarze:

  1. Polecam wszystkim ten artykul. bardzo konkretnie napisane,
    godne przeczytania w 100% !

    Zerknij na moją witryne Hancza

    OdpowiedzUsuń